Moje mazurskie dzieciństwo


Archiwum: 29 sierpnia, 2013

Burzowe piwo

29 sierpnia, 2013 @ 21:08 napisał(a): Beata Kategoria: Czas przedszkolny - małe i głupie, W okolicy nie ma komentarzy →

Może 6-7 lat..

Moje dzieciństwo sięga czasów, kiedy nie było butelkowych napojów. Ciocia robiła dobry podpiwek – uwielbiałam go! Piło się kompoty i herbaty.
A piwo? A po piwo chodziło się z kanką. Np na dworzec.
I tak jednego popołudnia zostałyśmy z Moniką wysłane na dworzec, żeby wujkowi przynieść piwo. Tylko szybko wracać, bo idzie burza.
Pobiegłyśmy, jak zwykle przez tartak, przez tory i dalej na dworzec. Na nasze małe nóżki może 15 minut.
Była tam wtedy pijalnia dla okolicznych degustantów. Chyba czuję jeszcze ten stęchły zapach alkoholu i papierosów i brudnej szarej podłogi…
Nie wiem, czy byli inni goście, może siedzieli przy barze, żeby było bliżej…
Grzmoty było już słychać. I deszcz już padał.
Pan napełnił z kija blaszaną kankę z pałąkiem i przykrywką. Jeżeli mnie pamięć nie myli, to miałyśmy odczekać, aż burza przejdzie. Ale w domu przecież czekali na nas. I już biegłyśmy z powrotem. W międzyczasie burza rozpętała się na całego, deszcz lał. Pioruny błyskały. Bałyśmy się. Teraz tylko się nie przewrócić i nie wylać piwa.
Przed nami był szeroki pas z torami, może 10 – jako dziecko wydawało mi się bardzo duzo. Pociągi nie jeździły wtedy tak szybko i cicho jak dziś, każdy widać było z daleka. Przez każde podwójne tory trzeba było przeskoczyć, uważać na podkłady, na wysoką trawę pomiędzy torami. Biegnąc przez tory, miałyśmy wrażenie, że pioruny walą nam po piętach, deszcz zalewał nam oczy. Strach dodawał tempa i sił i poganiał paniką.
Monika biegła przede mną.
Przewróciłam się. Uderzyłam kolanami o ziemię, ręce bolały. Widzę ten obraz: ja na czterech, Monika z przodu… Nie zauważyła.
„Monika!!! poczekaj!!!!! Monika!!!!”
Może wstałam sama, może ona mi pomogła? Nie wiem. Ale z kolana leciały z dwie stróżki krwi i mieszały się z deszczem. Widocznie upadłam na jakieś rozbite szkło (butelkę). Kolano mocno krwawiło, czerwona rozcieńczona wodą krew spływała aż do stóp. Noga bolała.
Ale myślę, że dotarłyśmy bez dalszych pioruńskich szkód do domu.
Ze skaleczeniami miałam jeszcze długo problemy. Oma okładała, bandażowała i leczyła domowymi metodami. Wyleczyła. Ale do dziś mam na lewym kolanie dwie blizny.
I wspomnienie „Monika, poczekaj!!!!”