Zakazane owoce
10 lat?…
Jak już przeżyłam głębokie wody, to czemu nie powtórzyć tej zabawy??
W ogrodzie, dość na początku po lewej stronie był szereg malin i zaraz przed nimi drzewko z dużymi okrągłymi śliwkami – dziś wiem, że były to renklody. Tam był też szups, więc dość długo nie chodziliśmy w ten kąt. Ale jak już trochę z niego wyrośliśmy, to i odwagi przybyło.
Drzewo renklodowe było jeszcze dość młode, ale miało już sporo owoców. Pewnie śliwki miały dojrzeć, ale zielone, twarde, nieco już słodkie, smakowały wyśmienicie!!
Podkradałyśmy z Moniką, jak nikt nie widział.
Furtka do ogrodu skrzypiała, ale wchodzącego najpierw zakrywała jabłonka (papierówka).
Raz zjadłam akurat jedną śliwę, a w ręku miałam już drugą…
Furtka skrzypnęła… Oma weszła. O rany!! teraz będę miała!!!
Co robić?? Wyrzucić? Nie! szkoda przecież. Dać się złapać? Jeszcze gorzej!
Odwróciłam się plecami. Musiałam mieć dość stracha, bo wrzuciłam całą śliwę do buzi i połknęłam…
W momencie zabrakło mi powietrza, silny ból ogarnął mnie w piersi, aż do pleców… Nie mogłam ani odetchnąć, ani przełknąć, ani wypluć. Śliwa stała w przełyku, sekundy mijały, panika rosła… A tu oma przy furtce za plecami…
– Co tam robisz? Tylko nie rwij śliwek!!!!!
– Hhmmm, nieee – ledwo wydusiłam, nie odwracając się. Oma poszła dalej, a mnie jakoś ta śliwa zeszła do żołądka – ból nagle ustąpił, a płuca wciągnęły z wielką ulgą łapczywie porcję powietrza.
Dziś nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby ta śliwka się nie zsunęła? – stałam tam sama, oma nic nie zauważyła, poszła dalej…
Smarkateria jedna!!! Po d… natrzaskać!