Szups
W wielu miejscach wokół domu był „SZUPS” – tak nam opowiadano – a szups popycha dzieci, dlatego nie wolno tam chodzić.
Później zrozumiałam, że w ten sposób trzymano nas z daleka od niebezpieczeństw i pojęłam też skąd pochodziła nazwa tego stwora: szups, z niemieckiego „schupsen” = „popychać”.
Szups był w dużym ogrodzie, gdzie rosło wiele dobrych rzeczy, szczegolnie np. koło malin, gdzie stało młode drzewo renklod, które zielone były bardzo twarde i smaczne, ale właściwie miały dojrzewać… Za domem było szambo przykryte deską, jak się ją podniosło, to można było wołać w rurę i było echo… Kilka szop, kurnik…
Dość miejsc gdzie małe dziecko mogłoby narobić szkody, szczególnie sobie.
Tam wszędzie czyhał na nas szups.
Baliśmy się go, ale ja byłam dość ciekawa i dociekałam różnych prawd życiowych sama.
Kiedy raz byłyśmy z kuzynką Moniką same, (nie wiem gdzie była ciocia, czy babcia, mój brat) namówiłam ją, żebyśmy sprawdziły na strychu, czy tam rzeczywiście jest jakiś szups.
„Na pewno nam tylko tak gadają”.
Monika dała się przekonać, ale nie tak całkiem, szła po schodach ostrożnie za mną. Stare deski skrzypiały, światła nie było, tylko 2-3 szklane szybki w dachu (zamiast dachówek) dawały troszkę jasności.
Doszłyśmy do środka pomieszczenia, a ja tak na wszelki wypadek głębiej w ciemne kąty nie zaglądałam – tam by pewnie było najciekawiej, ale kto wie…
„Widzisz, mówiłam, że tylko nas straszą, na pewno w innych miejscach też żadnego szupsa nie ma”.
Monika przyjęła moją teorię z ulgą, ale chyba bardziej dlatego, że wyprawa na strych dochodziła tym do końca.
Wróciłyśmy do schodów, ostrożnie i cicho, nie odwracając się tyłem…
Ja stąpnęłam pierwsza… i zwaliłam się z wielkim hałasem (i pewnie krzykiem) za jednym razem prosto na dół.
W pamięci wrył mi się obraz: ja leżę powyginana i poplątana na dole przed schodami, a u góry widzę Monikę, która tupiąc, wymachuje rękoma i drze się w panice „szuuuuups!!!!!!szuuuuuups!!!!!!szuuuuuups!!!!!”
Na tym kończy się moja pamięć, nie wiem czy wyciągnęłyśmy z tego wychowawcze wnioski, czy może dorośli konsekwencje.
Ale już sto razy śmiałam się do łez, jak to opowiadałam – jedno z mich ulubionych wspomnień.