Zorza polarna
Widziałam ją raz jako dziecko i ten widok pozostanie mi chyba na zawsze głęboko w pamięci.
Miałam parę lat, może 6-8. Byłam u babci na Mazurach.
Którejś nocy – był bardzo wczesny ranek, ale ja jeszcze głęboko spałam, babcia przyszła do mojego łóżka i wyciągnęła mnie na podwórko.
„Wstań i chodź ze mną, jest zorza polarna”.
Co chciała od mnie? Jaka zorza? ja chce spać!!! Ale posłusznie poszłam za babcią przed dom.
I stałam potem na podwórku patrząc w niebo, a nade mną tańczyły różowo-fioletowe-zielonkawe światła, przesuwały się płynnie po niebie, zmieniały kształty i odcienie, rzucając na ziemię coraz inne światło.
Kiedy dziś to wspominam, dokładnie widzę siebie tam , na tym mazurskim podwórku, zaspaną, wpatrzoną z wygiętym karkiem w niebo, kręcąc się wciąż w okół siebie, śledząc ruchome pasma.
Zawsze, kiedy widzę dziś gdzieś zorzę polarną – na zdjęciach, filmach – dostaję gęsiej skórki, tamto wspomnienie wraca, obrazy odżywają.
Jedno z moich marzeń życiowych jest zobaczyć jeszcze raz zorzę.