Spojrzałem dzisiaj na przyszło-tygodniową prognozę pogody dla Heppenheimu.
My mamy przecież kwiecień!!! a tu…:
Spojrzałem dzisiaj na przyszło-tygodniową prognozę pogody dla Heppenheimu.
My mamy przecież kwiecień!!! a tu…:
do naszego forum. Ci co się zarejestrowali znają ten adres, a ci co nie… :down_tb:
… omijam rodaków dużym łukiem.
Oburzeni? – Nie, nie wstydzę się polskich korzeni. Mam inne powody. Jednym z nich jest brak możliwości porozumienia się. Dosłownie.
W Niemczech roi się od wszelakich narodowości. I nikt nie chce być bardziej niemiecki od Polaków. Zmiany zaczynają się, jak zaobserwowałem, mniej więcej w czasie, kiedy jednostka decyduje się na wyjazd. Chociaż mieszka jeszcze w Polsce i po niemiecku umie tyle co ja aktualnie po hiszpańsku: „Fiesta!”, ze zdumiewającą premedytacją zapomina ojczystego języka. Matkę od tej pory nazywa tylko Muterrrrr, ojca Faterrrrrr, na dzień dobry odpowiada Gutmorrge.
Po wyjściu z lotniska, tudzież autokaru, czy też własnego samochodu, sprawy ulegają drastycznemu pogorszeniu. Nierzadko rodzina tworząca komitet powitalny porozumiewać musi się z nowo przybyłym… na migi. Ponieważ (zjawisko, którego nie zaobserwowałem do tej pory u żadnej innej narodowości) podczas kilkugodzinnej drogi ku „lepszemu życiu” delikwent CAŁKOWICIE zapomniał ojczystej mowy. W związku z tym, że po nowokrajowemu raczej też nie tentego, sam dość często byłem świadkiem uroczego gaworzenia w stylu „jajaja gut, gutgut, danke szejn danke, gut morgen, ich, du gut”
Kochani, z nikogo się nie wyśmiewam! Każdy przecież kiedyś uczył się od podstaw. Ale do diabła, żeby zapomnieć własnego języka po trzech godzinach nieobecności w kraju?
Najlepsze wykręty jednak dzieją się podczas odwiedzin rodziny w Polsce, choćby miały one miejsce nawet trzy tygodnie po wyjeździe. Absolutnym obowiązkiem jest kupowanie niemieckiej prasy, chociażby jedynym słowem rozumianym w tekście miało być „Herr” i machanie ręką w piekarni w kierunku półki „das, das, das”.
Niestety, na tym kończy się omam. Ponieważ, o ile przy kasie głupota ujdzie jakoś w tłumie, najdalej w restauracji nie ma szans. Tu lądujemy znów w sytuacji na migi, ponieważ dorabiająca kelnerowaniem polska młodzież, nie tylko język niemiecki ma w małym paluszku. O tym nasi, zamieszkali w Niemczech i spędzający w Polsce urlop Milusińscy, oczywiście nie wiedzą: po prostu, zajęci wymyślaniem coraz to bardziej wstrząsających językowych popisów, niestety, nie pomyśleli o tym, żeby nauczyć się niemieckiego.
Dziękuję za uwagę.
Autor unbekannt
Wesołych i spokojnych świąt Wielkanocnych