No i wygraliśmy bez większych problemów.
No i wygraliśmy bez większych problemów.
Jak zaplanowane, byliśmy dziś w „Lisiej jamie” (Fuchsbau) – tak nazywa się grupa z domu dziecka, gdzie pracuje Kornelia. W tzw. publicznym dniu, mogła się grupa przedstawić otoczeniu, a zainteresowanych gości było dużo. Zakupione zostało małe gospodarstwo, mieszka tam 10 młodzieży, 13-18 lat. Jest to nowy projekt pedagogiczny, młodzież musi się zająć również zwierzętami i ogrodem.
Po powrocie do Heppenheim, usiedliśmy spontanicznie w uroczym szkockim lokalu obok starówki, gdzie spijając puszystą piankę z Guinnessa przeglądaliśmy katalogi urlopowe na następny rok, wahając się miedzy Azorami a Irlandią – kto zgadnie na co się w tej atmosferze zdecydowaliśmy.
A żeby czas oczekiwania się nie dłużył, to we wrześniu (na półmetku) czekają już na nas kije, plecaki i Alpy.
To nasza „mała“, a tu taka duża i odważna…
Kornelia przeskoczyła na zawodach jeździeckich w weekend nie tylko tę przeszkodę…
Crespeau stanął na wysokości zadania.
W piątek odwiedzamy jej miejsce pracy, będzie tzw. „dzień otwartych drzwi” – grupa domu dziecka przedstawia nowy projekt: pedagogika wychowawcza, zwierzęta i życie na małym gospodarstwie. Więcej po powrocie.
Wbudowałem dzisiaj możliwość odtworzenia tutaj muzyki. Proszę włączyć głośniki, kliknąć myszką na tą strzałkę i posłuchać muzyki.
Od godziny już ziewałem na dworcu kolejowym, oczekując nadejścia pociągu. Wytrzeszczałem z nudów oczy do kilku po kolei dam, również ziewających w rozmaitych kątach sali, doczekałem się nawet skutku „robienia oka”, gdyż jakaś młodziutka blondynka z białym noskiem, usteczkami jak listki róży, z oczami jak listki błękitnej portulaki pokazała mi zwinięty w trąbkę język, czerwony jak listek polnego maku — i… nie wiedziałem, co dalej przedsięwziąć dla zabicia czasu.
Na szczęście weszło do sali dwu młodych studentów, zabłoconych aż do bród-mierzwinek, zmęczonych drogą i roztargnionych. Jeden z nich szczególnie, jasny blondyn o przecudownym profilu, był dziwnie rozmarzony czy zrozpaczony. Usiadł w kącie, zdjął czapkę i co chwila chował twarz w dłonie. Towarzysz kupił i wręczył mu bilet, usiadł obok i co chwila pociągał go za rękaw.
— Czegóż rozpaczasz? Jeszcze może być wszystko dobrze. Antoś, słyszysz…
— Nie… to darmo, umrze, ja wiem… ja wiem… może nawet już…
(more…)
Gdyby ktoś mi powiedział przed paroma tygodniami, jaki będzie przebieg tego miesiąca, to bym jemu nie uwierzył.
Ale też nie o tym chciałem pisać, tylko o jednej prośbie mojego taty. Bez wchodzenia w szczegóły tej długiej, telefonicznej rozmowy, podam tylko, że ukrywam na czas nieokreślony niektóre fragmenty moich wpisów w nadziei, że tam na zawsze pozostaną. Nie ma to nic wspólnego z prawdą czy z nieprawdą, czy tez z pogodzeniem się z panującą sytuacją. Chcę tylko, aby wreszcie wrócił spokój. Mam też nadzieję, że tym razem nikt tego spokoju nie zakłóci…