Między miłością a nienawiścią istnieje bardzo niewyraźna granica. Bardzo szybko i nieza-uważalnie potrafimy ją przekroczyć… Im bardziej kochamy, tym bardziej potem nienawidzimy. Zdumiewająco proste. Zdumiewająco prawdziwe.
Plusem tej wielkiej i gorącej nienawiści jest świadomość, że umiemy kochać. Myśl pocieszająca bardzo w chwili, gdy nienawiść staje się całym naszym światem.
Aktualnie odczuwam żal. Żal mi kogoś, kto nie umie zapanować nad własnym życiem, nie umie mu sprostać, a czas mija szybko…
Czuję również pogardę. Pogardę na siebie.
Dlaczego? Ponieważ przed rokiem powiedziałabym: nienawidzę, choć w głębi duszy kocham. Obecnie tego już nie wypowiem. Tam, gdzie miłość przerodziła się w nienawiść, jest pustka i obojętność.
I to jest właśnie chyba najgorsze – obojętność.
Najboleśniejszy jest ten moment, w którym otrząsam się ze złudzeń, które tak szczelnie wypełniały moje życie, świat, serce.
Czasami mam ochotę wykrzyczeć światu to wszystko. By się w końcu obudził.
Próbuję krzyczeć… i każą mi milczeć!
Dlaczego?