Z kościoła pojechaliśmy do Wilmshausen, miejsca zabawy weselnej. To było niemieckie wesele, odbywało się w Niemczech, 90% gości było z Niemiec. Staraliśmy się wprowadzić polskie elementy, ale każdy z nas bawi się inaczej. Nam się podobało, innym gościom też, tylko mojej polskiej rodzinie nie. Zabrakło im tam wszystkiego, od obsługi przy stole, dobrego jedzenia… do napojów wyskokowych na stole. No cóż smaki są różne i w południowej Hesji nie smakuje najwidoczniej Polakowi, a już żeby po wódkę chodzić…
Wesele zorganizowali młodzi, tak jak ich było stać i tak jak się tu robi. Dostali od swoich, ponad 80 gości – studentów, prawników i miłośników koni – bardzo pozytywne echo, wesele to jest do dziś mile wspominane. Był obficie zastawiony bufet – szwedzki stół i dość dobrze zapełniony bar, przy którym można było sobie wziąć piwo, polską wódkę (pieniądze Wam zwróciliśmy), wino, do oporu, lub też usiąść do rozmowy. Para młoda nie chciała butelek z alkoholem na stołach, ani palenia na sali. Rodzina została w każdej przemowie pozdrowiona po polsku, pan młody nauczył się nawet kilku zdań. Były wkładki muzyki polskiej… Za mało…?
A ile my dołożyliśmy do wesela, dlaczego tylko czy aż tyle, czy mamy honor czy też nie – pozostanie naszą sprawą.
(more…)