8 kwiecień 2007
… omijam rodaków dużym łukiem.
Oburzeni? – Nie, nie wstydzę się polskich korzeni. Mam inne powody. Jednym z nich jest brak możliwości porozumienia się. Dosłownie.
W Niemczech roi się od wszelakich narodowości. I nikt nie chce być bardziej niemiecki od Polaków. Zmiany zaczynają się, jak zaobserwowałem, mniej więcej w czasie, kiedy jednostka decyduje się na wyjazd. Chociaż mieszka jeszcze w Polsce i po niemiecku umie tyle co ja aktualnie po hiszpańsku: „Fiesta!”, ze zdumiewającą premedytacją zapomina ojczystego języka. Matkę od tej pory nazywa tylko Muterrrrr, ojca Faterrrrrr, na dzień dobry odpowiada Gutmorrge.
Po wyjściu z lotniska, tudzież autokaru, czy też własnego samochodu, sprawy ulegają drastycznemu pogorszeniu. Nierzadko rodzina tworząca komitet powitalny porozumiewać musi się z nowo przybyłym… na migi. Ponieważ (zjawisko, którego nie zaobserwowałem do tej pory u żadnej innej narodowości) podczas kilkugodzinnej drogi ku „lepszemu życiu” delikwent CAŁKOWICIE zapomniał ojczystej mowy. W związku z tym, że po nowokrajowemu raczej też nie tentego, sam dość często byłem świadkiem uroczego gaworzenia w stylu „jajaja gut, gutgut, danke szejn danke, gut morgen, ich, du gut”
Kochani, z nikogo się nie wyśmiewam! Każdy przecież kiedyś uczył się od podstaw. Ale do diabła, żeby zapomnieć własnego języka po trzech godzinach nieobecności w kraju?
Najlepsze wykręty jednak dzieją się podczas odwiedzin rodziny w Polsce, choćby miały one miejsce nawet trzy tygodnie po wyjeździe. Absolutnym obowiązkiem jest kupowanie niemieckiej prasy, chociażby jedynym słowem rozumianym w tekście miało być „Herr” i machanie ręką w piekarni w kierunku półki „das, das, das”.
Niestety, na tym kończy się omam. Ponieważ, o ile przy kasie głupota ujdzie jakoś w tłumie, najdalej w restauracji nie ma szans. Tu lądujemy znów w sytuacji na migi, ponieważ dorabiająca kelnerowaniem polska młodzież, nie tylko język niemiecki ma w małym paluszku. O tym nasi, zamieszkali w Niemczech i spędzający w Polsce urlop Milusińscy, oczywiście nie wiedzą: po prostu, zajęci wymyślaniem coraz to bardziej wstrząsających językowych popisów, niestety, nie pomyśleli o tym, żeby nauczyć się niemieckiego.
Dziękuję za uwagę.
Autor unbekannt
25 marzec 2007
Żubr i lis
Stary żubr w brodę strzał niecelny dostał.
Klnąc człowieka, że strzelał, i niecelny postrzał,
leżał na mchu i rykiem głośnym protestował,
że ktoś go ścigał, tropił, prześladował.
Przyszedł lis, gorzkiej skardze czule potakiwał,
a przy tym krew cieknącą po cichu zlizywał…
Jan Sztaudynger
Jurek •
19:26 •
Fraszki, myśli i ...? •
Możliwość komentowania a tym razem będzie bajka: została wyłączona •
14 styczeń 2007
Czas krok po kroku nas zmienia
Gorycz pamięci – w słodycz zapomnienia
~~~
Plujmy sobie nawzajem w kaszę !
To takie polskie, to takie nasze…
~~~
Nic tak serca nie studzi,
Jak poznawanie ludzi.
~~~
Zanim się opamiętasz,
Kołyska, ołtarz, cmentarz –
I robisz smutne odkrycie
Że to już całe życie
~~~
Jan Sztaudynger
23 grudzień 2006
można się też pośmiać!
10 listopad 2006
kiedy uważamy drugą osobę za dobrą, będziemy ją lubić, lecz kiedy ta osoba zmienia swoją postawę, przestaje się ją lubić.
zdarza się, że niektórzy potrafią uznać swoich przyjaciół i krewnych za wrogów z powodu niewielkiej różnicy zdań. to wyłania się z ograniczeń w ludzkich emocjach.
emocje są niczym innym jak formą egoizmu.
miłość i nienawiść mają te same korzenie. miłość jest szczęściem, które ujawnia się, gdy uczucia są zaspokojone, podczas gdy nienawiść jest złością odzwierciedlającą się w niezaspokojonych uczuciach.
tak więc zarówno miłość jak i nienawiść nie mają na celu czyjejś pomyślności. one istnieją tylko, aby zaspokoić nasze uczucia, więc miłość i nienawiść są egoistyczne.
tylko czy egoista zdaje sobie z tego sprawę?
czy urażonym „ja” można całą grupę zarazić?
kto daje prawo tej grupie do bolesnego ranienia innych?
czy odpowiedzią na to pytanie są słowa Czechowa:
Żadna miłość, przyjaźń, szacunek nie jednoczy tak, jak wspólna nienawiść do czegoś.
to boli…
pocieszeniem dla mnie mogą być słowa Alberta Camusa:
Niech pociechą dla nas będzie to, iż żaden ból na świecie nie trwa wiecznie. Kończy się cierpienie, pojawia się radość i tak równoważą się nawzajem.
a poza tym jak to Staudynger powiedział:
Żyłem z wami, kochałem i cierpiałem z wami,
Teraz żyjcie, kochajcie, cierpcie sobie sami.
26 październik 2006
i też przez przypadek trafiłem na wiersze wieszcza. ten, o przyjaciołach, dał mi (mam nadzieję, że innym też) trochę do myślenia… czy to się odnosi tylko do „obcych”? myślę że nie!
Nie masz teraz prawdziwej przyjaźni na świecie;
Ostatni znam jej przykład w oszmiańskim powiecie.
Tam żył Mieszek, kum Leszka, i kum Mieszka Leszek.
Z tych, co to: gdzie ty, tam ja, – co moje, to twoje.
Mówiono o nich. że gdy znaleźli orzeszek,
Ziarnko dzielili na dwoje;
Słowem, tacy przyjaciele,
Jakich i wtenczas liczono niewiele.
Rzekłbyś; dwójduch w jednym ciele.
O tej swojej przyjazni raz w cieniu dąbrowy
Kiedy gadali, łącząc swojo czułe mowy
Do kukań zozul i krakań gawronich,
Alić ryknęło raptem coś koło nich.
Leszek na dąb; nuż po pniu skakać jak dzięciołek.
Mieszek tej sztuki nie umie,
Tylko wyciąga z dołu ręce: „Kumie!”
Kum już wylazł na wierzchołek.
Ledwie Mieszkowi był czas zmrużyć oczy,
Zbladnąć, paść na twarz: a już niedźwiedź kroczy.
Trafia na ciało, maca: jak trup leży;
Wącha: a z tego zapachu,
Który mógł być skutkiem strachu.
Wnosi, że to nieboszczyk i że już nieświeży.
Więc mruknąwszy ze wzgardą odwraca się w knieję,
Bo niedźwiedź Litwin miąs nieświeżych nie je.
Dopieroż Mieszek odżył… „Było z tobą krucho! –
Woła kum, – szczęście, Mieszku, że cię nie zadrapał!
Ale co on tak długo tam nad tobą sapał.
Jak gdyby coś miał powiadać na ucho?”
„Powiedział mi – rzekł Mieszek – przysłowie niedźwiedzie:
Że prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie”.
Autor: Adam Mickiewicz
23 październik 2006
podczas „googlowania” w internecie, trafiłem na ten trafny text pana Waligórskiego.
…a jeśli istnieje niebo
(bo może? Choć raczej wątpię)
I jeśli w dniu mego pogrzebu
Do tego nieba wstąpię
(w co także wątpię raczej),
I przyjdzie mi tam posiedzieć,
To kogoż ja tam zobaczę?
Bo wolałbym z góry wiedzieć,
Czy spotkam na gwiezdnej połaci
Wyłącznie aniołki białe,
Czy którąś ze znanych postaci,
Co ją za życia kochałem?
Czy mi recepcja niebiańska
Pokój przydzieli musem?
Bo ja bym chciał, proszę państwa,
Na przykład z panem Prusem
Lub z panem Gary Cooperem
Czy z Izaakiem Bablem,
A tutaj mnie na kwaterę
Z Kraszewskim wpakują nagle
Albo mój jeden przyjaciel
Do mego pokoju wlizie
I znowu powie: – Wiesz, bracie,
Poznałem o… taaaką cizię!
A ja bym chciał porą wieczorną
Mieć taką cudowną szansę
Pogadać z Marylin Monroe
I z Anatolem Francem,
I może ze swoim tatą,
Bo znałem go bardzo mało…
Hej, dużo dałbym za to,
Żeby tak właśnie się stało,
Ale się tam nie wybiorę,
Bo jakby mnie kto ulokował
Z Rabindranathem Tagore,
Tobym natychmiast zwariował,
Lub z Marią Konopnicką…
Ta myśl sen z powiek mi spędza…
Nie, wolę iść drogą laicką,
Bardzo przepraszam księdza!
Autor: Andrzej Waligórski