Zum Inhalt springen


…chciałbym wam coś opowiedzieć… - Wszystkie podobieństwa do osób oraz wydarzeń istniejących w rzeczywistości jest niezamierzone i zupełnie przypadkowe.


25 styczeń 2009

Daleka podróż.

Jednak się zdecydowałem i pojechałem tam. Była sama w domu i udawała zaskoczoną. Przywitaliśmy się jak długo niewidziani znajomi – na dystans.
Nie, nie robiła żadnych zarzutów. O nic. Minę miała jednak smutną. Spytała czy chcę się napić kawy i chociaż rzadko ją piję, odpowiedziałem że tak.
Poszła do kuchni, a ja rozejrzałem się po pokoju. Niewiele się tu zmieniło, chociaż czegoś mi brakowało. Przez jakiś czas nie mogłem sobie uzmysłowić czego i nagle błysk, myśl: wiem! Brakuje kilku zdjęć, na których między innymi byłem ja z żoną.
No cóż. W ten sposób można też zerwać z przeszłością.
Przyszła z kawą, postawiła ją na ławie i włączyła telewizor. Po co? Żeby nie rozmawiać? Czy też żeby wygrać na czasie? Czeka jeszcze na kogoś?
Spytałem o zdrowie. Zawsze to był jej ulubiony temat i nawet nie pytana opowiadała, że tu boli, a tam strzyka, że to czy tamto musi jeszcze zostać wycięte, to zoperowane, a na to trzeba wziąć tylko dziesięć tabletek. Zawsze była na coś chora, przynajmniej we własnym mniemaniu.
Nie, nie spytała jak nam idzie. Nasze zdrowie jest przecież nie ważne. Nigdy nie było.
O! A jednak. Źle ją osądziłem? Spytała się co słychać u mojej córki, ale nie czekając na odpowiedź stwierdziła, że ma przecież za pół godziny termin u fryzjerki i musi już wyjść.
Złapała torebkę i wyszła.

W telewizji leciała dyskusja o dyskusji. Wyłączyłem.
Po co tu przyjechałem? Komu i co chciałem udowodnić…?
Siedziałem. Czekałem. Czas mijał…

Nagle usłyszałem głosy za drzwiami i chrobotanie klucza w zamku.
Pośród tych głosów rozpoznałem ją i głos tej małej beksy. Jest w kraju?
Wspomnienia minionych dni wróciły do pamięci. Bez jej wkładu, mogłoby się znów wszystko ułożyć. Mała beksa. Tak to płakała, koszulę mi moczyła. Skarżyła się na babcię, a ja głupi, stary dziad ją pocieszałem i podtrzymywałem w przekonaniu, że to jest jej życie i niech zrobi to, co jej własne serce dyktuje. No i zrobiła co chciała! Mała, biedna gówniara.
A teraz? Ach! Nie ma o czym mówić. Prawdziwy charakter człowieka rozpoznaje się czasami za późno.

Skrzypienie drzwi zdradziło mi, że wchodzą.
Weszły do pokoju. Śmieszne, ale żadna z nich nie była u fryzjera…
Wymieniliśmy kilka nic nie mówiących zdań, o pogodzie, o korkach na drodze… Wymieniliśmy?
Próba wejścia na osobiste tematy została umiejętnie przemilczana i usłyszałem znów skargi na zdrowie. Wiem, że w tym wieku to jest regułą mówić o zdrowiu, ale bez przerwy i tylko o własnym? Spróbowałem jednak przerwać i powiedzieć coś o moim pobycie w szpitalu… Bez skutku. Nikt mnie nie słuchał.
Gadały jedna przez drugą, o wszystkim i o niczym, czasami równocześnie. Rozmawiały z sobą, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi.

Wyszły do kuchni. Zostałem znów sam.
Zacząłem się ponownie zastanawiać, co ja tam właściwie robię.
Wyszedłem na korytarz. Na ścianie, między wnukami, wisiało zdjęcie mojej córki. Pomyślałem, że jeśli jeszcze wisi, to nie wszystko stracone i skręciłem do kuchni. Rozmawiały dalej między sobą i nie zauważyły, że wszedłem. Nie zauważyły, czy nie chciały? Zrobiłem krok do przodu. Nic. Żadnej reakcji. Przecież przynajmniej teraz powinny mnie zauważyć. Coś było nie tak.

Nagle usłyszałem dzwony niedalekiego kościoła. Dzwoniły coraz głośniej, coraz szybciej.
Głos żony coś do mnie mówił…
Żony? Skąd tu się wzięła?
Co? Mam wstać? Już szósta?
Otworzyłem oczy i siadłem. Byłem w domu.
Podróż minęła.
Wróciłem.