Wigilia minęła, prezenty zmieniły właścicieli i … czekam na następną. Oczekiwania będą tylko mniejsze. Nie! Nie te lokalne tylko te odległościowe.
Przypuszczałem, że się nikt z rodziców nie odezwie, ale gdzieś głęboko w duchu miałem nadzieję, że mamie się coś odmieni i jednak do nas przekręci. Tak jak to kilkadziesiąt lat już było tradycją. Karki, telefony, życzenia… Wspólne wyjazdy, urlopy… Miała serdeczniejszy kontakt z nami niż z wieloma miejscowymi… koliło to kogoś w oczy?
Dlaczego my nie zadzwoniliśmy?
Nie, nie zadzwoniliśmy bo ile razy można dzwonić, pisać… a rezultatu żadnego nie widać. Za każdą próbą było jeszcze gorzej. Ona musi się przełamać, otworzyć oczy, nie słuchać słów „tego z rogami”… po prostu posłuchać serca, a nie doradców.
Że co? Która matka tak…?
Na tego typu pytania nie odpowiadam już żadnym znajomym, ale odpowiedź błyszczy w moich oczach.
Wesołych świąt kochani!