Spotkałam dziś na ulicy miłego znajomego. Szedł wolno i kuśtykał.
Ojej – co się stało? Został ugryziony przez pinczera, rana jest bolesna i zakaziła się.
Pinczer – każdemu z nas przebiegło już takie stworzenie przez drogę (może być tez jamnik, terrier, kundel pospolity, czy dwunożny). A ja – jako dziecko kilkakrotnie przez małe psy ugryziona – do dziś boję się tych istot i staram się z daleka od nich trzymać. Niestety czasem doskakują nieoczekiwanie z boku do nogi.
Znajomy ma jeszcze długą drogę przed sobą, leczenie i ewentualne kroki prawne.
A pinczer? Upuścił jadu i czeka na następną okazję.
Jego siłą jest, ze może boleśnie ugryźć.
Jego słabością jest, ze może zjeść i wypić ile by w to małe ciałko weszło, a zamiast ryku lwa wydobędzie z siebie tylko krzykliwy, cienki, bolący w uszy jazgot. I nawet gdyby wysoko miał podskakiwać na swoich małych łapkach, to i tak sięgnie tylko do łydki.
Natura nie jest nieomylna i dala mu przekonanie o tym, ze ma prawo gryźć.
A nam dała świadomość, ze mamy prawo się przed pinczerami bronić.
Najlepsza metoda?
Dobre buty.