Znalazłem i opublikowałem parę starych, czarno-białych zdjęć.
Zmieniłem system bloga z „Nucleus” na WordPressa.
Nasza Klasa ma problemy z techniką.
Wprowadziłem formularz kontaktowy.
Urlop w Bayahibe. Trzeci raz na Karaibach i ciągle za mało (30. rocznica ślubu).
Wprowadziłem możliwość komentowania moich wpisów.
Tłumaczymy nasze pozostałe strony.
Opublikowałem kartkę z życzeniami dla każdego. Proszę skorzystać.
Naszej Klasie brakuje pieniędzy. Członkowie muszą płacić.
W pracy jak na urlopie. Piękne okolice, piękne widoki.
Podróż na koniec świata.
Po dwudziestu latach dostałem znów wrzodu dwunastnicy. Powód: stress?
Święta spędziliśmy z mieszanymi uczuciami: na wschodzie bez zmian.
Tabletki i mój „Anty Stress Program” funkcjonują. Dwunastnica przestaje mnie boleć.
Jurek • 10:51 • Pozostałości • Możliwość komentowania Mały przegląd roku została wyłączona •
Ze względu na „koniec świata” nie pojechałem z rodzinką na koncert „Night of the Proms” do Frankfurtu. Ponieważ nie było w tym roku Johna Milesa, postanowiłem opublikować tutaj jego Hymn: Music.
Niech go sobie Beatka w tym roku też posłucha.
Tak to jest. Zamiast pisać tutaj na moim blogu o czymkolwiek, zaczynam bawić się w fotografa.
Wpadło mi trochę nieoczekiwanych pieniążków i postanowiłem wstąpić (amatorsko) w ślady mojego ojca. Choć już robię zdjęcia od wielu lat, nie odważyłem się nigdy wyjść poza klasę „aparatu dla idiotów”. Tym razem postanowiłem to zmienić i kupiłem sobie lustrzankę.
OK! Nie jakąś dla profesjonalistów, ale jednak dla amatora, wysokiej jakości. Jaką? Canon EOS 450D
Pierwsze – co musiałem sobie przyznać w duchu – było stwierdzenie, że nie wiem nic o robieniu zdjęć!
Przesłona, czas, ostrość, jak długo, jak krótko, a w ogóle: dlaczego tak a nie inaczej…
Ech! Pytania i nikt mi na nie nie odpowie. Od czasu jak się mój dom rodzinny ode mnie odwrócił, nie mogę się tych specjalistów pytać…
OK! Skłamałem.
Mogę… tylko mi nikt na nie nie odpowie…
Więc sam szukam odpowiedzi i… je znajduję!
Postaram się w weekend pokazać moje pierwsze próby.
Jestem dzisiaj w Schwerte, w miasteczku niedaleko Dortmundu.
A dlaczego o tym piszę?
Bo w jednej greckiej restauracji (Athen), kawałek mięsa mi nie zasmakował i zostawiłem go na talerzu. Już kelner mnie wypytał dlaczego… a po nim przyszedł szef i też pytał… aż go przekonałem, że to moja wina 😉 , że akurat to ten kawałek a nie inny…
Gdzie w dzisiejszych czasach ktoś ciebie szczerze pyta: „smakowało?”.
Dostałem jeszcze dodatkowego „schnapsa” i potem zapłaciłem.
A najważniejsze: do tej restauracji znów pójdę… pozostałe mięsko bardzo smakowało!
Jurek • 20:08 • Pozostałości • Możliwość komentowania Schwerte została wyłączona •
Byliśmy dzisiaj z Beatą przy skałce Hohenstein (zobacz nasz blog o Heppenheim) i znalazłem grzybka. Radości było dużo, czego po mojej minie nie bardzo widać. W tym momencie myślałem o innych osobach i innych rodzajach grzybków…
… aeternitas manet – czy też po naszemu: „Czas ucieka, wieczność czeka” co znowu w dobrym Business English znaczy: „Time runs, eternity waits” :cool1_tb:
Tak to jest: przy tej ilości blogów, które administruję, pozostaje mi mało czasu na pisanie we własnym. Ale „co się odwlecze, to nie uciecze”, czyli „all is not lost that is delayed”.
Trochę czasu jednak znalazłem i wreszcie piszę . . . tylko o czym tu pisać?
Problem mam z wyborem tematu.
To co się u nas dzieje, opisuje Beata na jej blogu, a także na jednym z wiadomościami o i wokół Heppenheim.
Dla mnie pozostaje tylko moje „bogate” życie wewnętrzne, o którym jednak nie chcę pisać.
O rodzince, poza tym, że stosunki są takie, że ich nie ma, też nie będę teraz opowiadał. Zerknijcie po prostu na blog Beaty i blog „Heppenheim – miasto i my”.
A jak się coś godnego znajdzie, co na tamte nie pasuje, to się zgłoszę.
Jurek • 22:08 • Pozostałości • Możliwość komentowania Tempus fugit … została wyłączona •
…a przynajmniej było tak w niedzielę i poniedziałek.
Ponieważ budujemy nowe urządzenia dla klienta w Bayern, pojechałem tam żeby dokładnie sprecyzować, gdzie i z jakimi extras mają być zbudowane. I w ten to sposób miałem okazję do małego „urlopu” tuż przy Alpach.
…do urlopu. Beatka przygotowuje wszystko w domu, a ja jak zwykle już sprawdzam naszą trasę urlopową.
Co? Jaką trasę?
No tą urlopową!
Od lat powtarza się ta sama gra. Jeśli wyjeżdżamy na północ, do przyjaciół, to wracam dzień wcześniej z podróży służbowej z … północy. Jedziemy na południe, jestem w przeddzień na południu.
W czwartek jedziemy do wschodniego Tyrolu przez okolice Stuttgartu, i wczoraj byłem na lotnisku w Stuttgarcie. Przeprowadziliśmy nasze oprogramowanie z jednego serwera na drugi i skontrolowaliśmy prawidłowość jego działania.
Dziś wyskoczyłem na krótko do Heidenheimu (na północ od Ulm), a w międzyczasie jestem już spowrotem w domu.
Jurek • 16:05 • Pozostałości • Możliwość komentowania Coraz bliżej… została wyłączona •