30 styczeń 2009
Głupie pytanie pomyśli co niektóry i odpowie bez zastanowienia: tutaj. Tu gdzie w tej chwili mieszkam, gdzie są moi najbliżsi, gdzie żyję.
Drugi pomyśli chwilę i powie, że to jest tam, gdzie się urodził, gdzie chodził do szkoły, gdzie ma lub miał rodzinę i przyjaciół. Dom to miejsce pełne wspomnień z dzieciństwa, dom to rodzina, dająca poczucie bezpieczeństwa.
Trzeci znów stuknie się palcem w czoło i odpowie, że ma ważniejsze sprawy na głowie i żeby go pozostawić w spokoju.
A co ja o tym myślę? Gdzie jest mój dom?
W wieku 25 lat wyjechałem z żoną do Niemiec. Dostałem od mojej mamy jej niemiecką „Księgę rodzinną” (Stammbuch), wziąłem z sobą żonę urodzoną na Mazurach (dla Niemca „Ostpreussen”), półtoraroczną córkę i dwie walizki czyli cały dorobek mojego życia. Po kilku tygodniach, w których odwiedzaliśmy krewnych rozproszonych po całych Niemczech, zostaliśmy zawiezieni do Friedlandu, do obozu dla przesiedleńców.
Czy to był już mój nowy dom? Obóz? Nie! Jeszcze nie. Mój dom był setki kilometrów oddalony ode mnie.
Pamiętam jak od czasu do czasu próbowaliśmy się dodzwonić z budki telefonicznej do domu. O komórkach śnił wtedy tylko Nostradamus. Przed budką była zawsze kolejka, ale jeśli nie udało się uzyskać połączenia, to każdy po kilku minutach opuszczał kolejkę i stawał znów na jej końcu. Dobrowolnie! A jeśli udało się połączyć, to cieszyła się cała kolejka. Ile to łez płynęło, ile też radosnych, uśmiechniętych twarzy wychodziło z budki. Jak ta radość dzielona była między wszystkich, czekających przed nią, ludzi.
Tak, więź z domem była wtedy prawie namacalna.
(more…)
25 styczeń 2009
Jednak się zdecydowałem i pojechałem tam. Była sama w domu i udawała zaskoczoną. Przywitaliśmy się jak długo niewidziani znajomi – na dystans.
Nie, nie robiła żadnych zarzutów. O nic. Minę miała jednak smutną. Spytała czy chcę się napić kawy i chociaż rzadko ją piję, odpowiedziałem że tak.
Poszła do kuchni, a ja rozejrzałem się po pokoju. Niewiele się tu zmieniło, chociaż czegoś mi brakowało. Przez jakiś czas nie mogłem sobie uzmysłowić czego i nagle błysk, myśl: wiem! Brakuje kilku zdjęć, na których między innymi byłem ja z żoną.
No cóż. W ten sposób można też zerwać z przeszłością.
Przyszła z kawą, postawiła ją na ławie i włączyła telewizor. Po co? Żeby nie rozmawiać? Czy też żeby wygrać na czasie? Czeka jeszcze na kogoś?
Spytałem o zdrowie. Zawsze to był jej ulubiony temat i nawet nie pytana opowiadała, że tu boli, a tam strzyka, że to czy tamto musi jeszcze zostać wycięte, to zoperowane, a na to trzeba wziąć tylko dziesięć tabletek. Zawsze była na coś chora, przynajmniej we własnym mniemaniu.
Nie, nie spytała jak nam idzie. Nasze zdrowie jest przecież nie ważne. Nigdy nie było.
O! A jednak. Źle ją osądziłem? Spytała się co słychać u mojej córki, ale nie czekając na odpowiedź stwierdziła, że ma przecież za pół godziny termin u fryzjerki i musi już wyjść.
Złapała torebkę i wyszła.
W telewizji leciała dyskusja o dyskusji. Wyłączyłem.
Po co tu przyjechałem? Komu i co chciałem udowodnić…?
Siedziałem. Czekałem. Czas mijał…
Nagle usłyszałem głosy za drzwiami i chrobotanie klucza w zamku.
Pośród tych głosów rozpoznałem ją i głos tej małej beksy. Jest w kraju?
Wspomnienia minionych dni wróciły do pamięci. Bez jej wkładu, mogłoby się znów wszystko ułożyć. Mała beksa. Tak to płakała, koszulę mi moczyła. Skarżyła się na babcię, a ja głupi, stary dziad ją pocieszałem i podtrzymywałem w przekonaniu, że to jest jej życie i niech zrobi to, co jej własne serce dyktuje. No i zrobiła co chciała! Mała, biedna gówniara.
A teraz? Ach! Nie ma o czym mówić. Prawdziwy charakter człowieka rozpoznaje się czasami za późno.
Skrzypienie drzwi zdradziło mi, że wchodzą.
Weszły do pokoju. Śmieszne, ale żadna z nich nie była u fryzjera…
Wymieniliśmy kilka nic nie mówiących zdań, o pogodzie, o korkach na drodze… Wymieniliśmy?
Próba wejścia na osobiste tematy została umiejętnie przemilczana i usłyszałem znów skargi na zdrowie. Wiem, że w tym wieku to jest regułą mówić o zdrowiu, ale bez przerwy i tylko o własnym? Spróbowałem jednak przerwać i powiedzieć coś o moim pobycie w szpitalu… Bez skutku. Nikt mnie nie słuchał.
Gadały jedna przez drugą, o wszystkim i o niczym, czasami równocześnie. Rozmawiały z sobą, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi.
Wyszły do kuchni. Zostałem znów sam.
Zacząłem się ponownie zastanawiać, co ja tam właściwie robię.
Wyszedłem na korytarz. Na ścianie, między wnukami, wisiało zdjęcie mojej córki. Pomyślałem, że jeśli jeszcze wisi, to nie wszystko stracone i skręciłem do kuchni. Rozmawiały dalej między sobą i nie zauważyły, że wszedłem. Nie zauważyły, czy nie chciały? Zrobiłem krok do przodu. Nic. Żadnej reakcji. Przecież przynajmniej teraz powinny mnie zauważyć. Coś było nie tak.
Nagle usłyszałem dzwony niedalekiego kościoła. Dzwoniły coraz głośniej, coraz szybciej.
Głos żony coś do mnie mówił…
Żony? Skąd tu się wzięła?
Co? Mam wstać? Już szósta?
Otworzyłem oczy i siadłem. Byłem w domu.
Podróż minęła.
Wróciłem.
Jurek •
13:53 •
Wyśnione •
Możliwość komentowania Daleka podróż. została wyłączona •
22 styczeń 2009
12 styczeń 2009
Robię znów mały objazd Bawarii i przejeżdżając niedaleko Jachenau zrobiłem kilka zdjęć. Jedno z nich prezentuję teraz, a na inne przyjdzie czas, jak zmienię hotel na jakiś inny z szybszym dojściem do internetu. W tym którym dziś jestem trwa… trwa… i trwa… zanim zdjęcie znajdzie się w internecie.
10 styczeń 2009
Na dworze zimno, więc postanowiliśmy wczoraj z Beatą, że dziś na obiad będzie rosół z kury z makaronem. Rosół z kury ma właściwości rozgrzewające (kto z nas nie stwierdził przynajmniej raz w życiu, że mu się zrobiło gorąco po rosołku), jak i właściwości wzmacniające siły obronne organizmu.
Ale na co nam to wszystko, jeśli brak w spiżarni dobrego makaronu? Sklep jest kilka kroków od nas, ale… zakiełkował we mnie pomysł zrobienia własnego. W zeszłym roku, podczas naszego pobytu u teścia, przeprowadziła ze mną Danka szybki kurs robienia makaronu domowej roboty, a przed wyjazdem dostałem od teścia prostą maszynkę do jego wytworu. A więc przeszukałem szafki w kuchni i (o dziwo!) znalazłem wałek i maszynkę. Dwa jaja (w zasadzie jajeczka, bo dzisiejsze kury nie rozrywają sobie już przyrodzenia przy składaniu jajek), kilka łyżek mąki, trochę wody i gnieść… gnieść… gnieść, aż ciasto stanie się jednolite w środku. A potem kawałek po kawaku odciąć, rozwałkować (w międzyczasie koszule wyżąć z potu i czoło osuszyć bo kapie na stół), żeby było cieniutkie, odłożyć na płótno by trochę podeschło, pociąć w paski i jak kataryniarz pokręcić korbką. No a potem hop siup do garnka z osoloną wodą i za kilka minut można już sobie przy próbowaniu poparzyć język i palce.
A razem z rosołkiem…. po prostu poemat!
Jurek •
14:47 •
Pozostałości •
Możliwość komentowania Rosołek na obiad. została wyłączona •
8 styczeń 2009
… to trzeba też powiedzieć „B”.
Wracając z delegacji pojechałem dzisiaj do naszego sądu okręgowego, zapłaciłem 25€ i zerwałem więzy z kościołem katolickim. Przyszło mi to łatwiej niż myślałem, chociaż myślami byłem w tym momencie w moim rodzinnym domu. Nie myślałem przy tym o jakiejś zemście, bo za co miałbym się mścić? Też nie chcę nikomu pokazać jak zostałem wychowany, bo rodzice są głęboko wierzącymi ludźmi i starali się mnie z bratem i siostrą, wychować w duchu katolickim. Z moim rodzeństwem udało im się widocznie, ze mną nie.
Może przez moją obecną decyzję, pomogę im w przekonaniu, że zerwania kontaktów ze mną nie można było uniknąć?
Jurek •
15:55 •
Pozostałości •
Możliwość komentowania Jak się powiedziało „A”… została wyłączona •
4 styczeń 2009
No i mamy rok 2009. Wszystko co złe, pozostało w starym, wszystko co dobre, będzie w nowym.
Żeby nam wszystkim lepiej szło na blogu, wprowadziłem w nim małe zmiany. Dla każdego widocznymi zmianami są: „Prognoza pogody” dla Hinterbichl (tam spędzamy nasze jesienne urlopy, na Beaty blogu jest pogoda w Bayahibe, a na naszym blogu z Heppenheim jest…?), przy komentarzach: nowy edytor i łatwiejsza do odczytania captcha oraz możliwość tłumaczenie bloga na kilka języków (komputerowe tłumaczenie brzmi czasami śmiesznie, ale w ten sposób może więcej osób brać czynny udział na moim blogu). Kilka zmian jest niewidocznych dla „zwykłego, niezalogowanego czytelnika” jak n.p. wtyczka ułatwiająca tłumaczenie innych wtyczek na polski, możliwość ukrycia części tekstu (jest czytelny tylko dla zameldowanych użytkowników bloga), wtyczka zwiększająca popularność bloga w Googlu i.t.p. i wiele innych, małych ulepszeń ułatwiających pracę administratora strony, czyli moją.
31 grudzień 2008
Jurek •
17:06 •
Pozostałości •
Możliwość komentowania Szczęśliwego Nowego Roku!!! została wyłączona •
Nowy rok jest świętowany na całym świecie. Ludzie spotykają się na balach i innych imprezach, aby bawić się przez całą noc. Dokładnie o północy wyskakują korki z butelek z szampanem. W wielu miastach ludzie wychodzą o północy na zewnątrz, aby wystrzelić i obejrzeć sztuczne ognie. My też jesteśmy o północy na dworze, składamy sobie życzenia, pijemy szampana i wypuszczamy fajerwerki.
Jeszcze jedną tradycją noworoczną jest tworzenie wszelakiego rodzaju planów, postanowień i obietnic. Z reguły postanawiamy skończyć z paleniem (jak paliłem, to też sobie obiecywałem), chcemy kilka kilo stracić (to mi się też przyda), czy też stawiamy sobie małe lub duże, łatwe albo trudne do osiągnięcia, cele.
Moim tegorocznym celem jest wystąpienie z kościoła katolickiego (apostazja). Wydarzenia podczas i po ślubie mojej córki skonkretyzowały moje myśli o zerwaniu więzów z kościołem katolickim. Najważniejszym jednak powodem tej decyzji jest chęć życia w zgodzie z własnym sumieniem.
[hidepost]Chcę do końca mojego życia pozostać wiernym własnemu światopoglądowi w którym nie ma miejsca na zakłamanie kościoła i wielu – do niego chodzących – ludzi. [/hidepost]
Decyzja ta dojrzewała we mnie od kilku ostatnich lat, ale z szacunku do pewnych osób chciałem jeszcze kilka lat poczekać z jej realizacją. Turbulencje ostatnich dni pogłębiły ją tylko i przyspieszyły jej urzeczywistnienie. Jest to decyzja nieodwołalna i nie będę prowadził na ten temat żadnej dyskusji.
W międzyczasie zebrałem już wszystkie potrzebne informacje i w przyszłym tygodniu jadę uregulować to w naszym sądzie okręgowym.
Jurek •
11:23 •
Pozostałości •
Możliwość komentowania Noworoczne tradycje. została wyłączona •
29 grudzień 2008
Rok 2008 zbliża się do swojego końca i prawie każdy pisze podsumowanie. Ja też!
Styczeń |
W ciągu kilku godzin dostałem wysokiej gorączki i wylądowałem na kilka dni w szpitalu.
Beatka uwieczniła pierwsze ślady wiosny. |
Luty |
Bardzo smutna wiadomość trafiła do nas. Podczas służbowej podróży zmarł Jarek, brat Beaty. |
Marzec |
Znalazłem i opublikowałem parę starych, czarno-białych zdjęć.
Zmieniłem system bloga z „Nucleus” na WordPressa.
Nasza Klasa ma problemy z techniką.
Wprowadziłem formularz kontaktowy. |
Kwiecień |
Urlop w Bayahibe. Trzeci raz na Karaibach i ciągle za mało (30. rocznica ślubu).
Wprowadziłem możliwość komentowania moich wpisów.
Tłumaczymy nasze pozostałe strony. |
Maj |
Pierwsze grillowanie za nami. Smakowało!
Krótka wizyta w Polsce. Niestety, nie zostaliśmy zaproszeni do Torunia.
Kilka ciekawostek na Naszej Klasie. |
Czerwiec |
Nowa wtyczka: mogę już wprowadzać do blogu muzykę i filmy.
Nasza Klasa przeszła w ruskie ręce.
Zostaliśmy wicemistrzami Europy w piłce nożnej. |
Lipiec |
Krótki służbowy pobyt w Szwajcarii. |
Sierpień |
Zmieniłem skórkę graficzną i wprowadziłem kilka wewnętrznych zmian w oprogramowaniu bloga, oraz naszych pozostałych stron. |
Wrzesień |
Nasz coroczny, jesienny urlop spędziliśmy w Alpach (Tyrol Wschodni). |
Październik |
Opublikowałem kartkę z życzeniami dla każdego. Proszę skorzystać.
Naszej Klasie brakuje pieniędzy. Członkowie muszą płacić.
W pracy jak na urlopie. Piękne okolice, piękne widoki. |
Listopad |
Niespodziewane zaproszenie i spotkanie (zerknij na blog Beaty) |
Grudzień |
Podróż na koniec świata.
Po dwudziestu latach dostałem znów wrzodu dwunastnicy. Powód: stress?
Święta spędziliśmy z mieszanymi uczuciami: na wschodzie bez zmian.
Tabletki i mój „Anty Stress Program” funkcjonują. Dwunastnica przestaje mnie boleć. |
Jurek •
10:51 •
Pozostałości •
Możliwość komentowania Mały przegląd roku została wyłączona •