Słoik urlopu.
Po co robimy urlopy? Żeby wypocząć? Odskoczyć od codzienności? Żeby zobaczyć coś nowego? Żeby przeżyć coś miłego? Żeby….?
Żeby delektować trochę luksusu?
Co to jest luksus? Czasem mogą to być bardzo proste rzeczy, które lubimy, a do których normalnie nie mamy dostępu. Już na pierwszym naszym urlopie w Dominikańskiej Republice zasmakowałam w dżemie z guayaby ( bardziej znana jako guawa). Trzy razy już tam byliśmy. 50 dni z mojego życia. 50 razy śniadanie: jajecznica, dżem i smaczny chlebek. Cały rok czekałam ostatnio i cieszyłam się już na zapas na mój dżem, już go czułam na języku. Jedno spojrzenie przy śniadaniowym bufecie – i już wiedziałam: jestem szczęśliwa, jest guayaba!! Żeby przedłużyć sobie smak urlopu, kupiłam tam cztery słoiki tego dżemu. A co się jeszcze zabiera z urlopu? Muszelek tam nie było, ale ciekawe kamienie koralowe. I przed zamknięciem walizki wpadły jeszcze dwie ostatnie butelki piwa dominikańskiego z minibaru – dla zięcia.
Walizki były ciężkie, ale bez złych myśli postawiliśmy je na lotnisku na wagę. Dotąd spotkaliśmy tam tylko miłych ludzi, ale pan przy okienku był be-be. Naliczył 6 kg nadwagi i podsunął nam cennik, 19€ za kilogram. Oh!!! Coś było też na kartce o VATie, ale nasz hiszpański zero, a angielski słaby, więc nie wiedzieliśmy, czy VAT już jest wliczony, czy jeszcze dojdzie.
Jak teraz zięciowi to piwo nie będzie smakowało! Albo mnie ten dżem!!
Czas leci, otworzyłam już ostatni słoik. Smakuje dalej, jak na urlopie. Jurek nic w nim nie może specjalnego wysmakować, no i dobrze! Wszystko dla mnie. „Cenę” już dawno zapomnieliśmy. A codzienne śniadanie? Jak urlop. No prawie… bo już o 6:00, a potem zamiast na plażę, to do pracy. Ale moi pierwsi pacjenci mówią, że jestem taka rześka i świeża już z samego rana.
Co się dziwić? Przecież ja prosto z urlopu!!
*** Możliwe, że praca nie jest rzeczą przyjemną, ale gdzieś przecież trzeba rano pójść ***