Dni, których nie znamy.

Myśli, które mnie nachodzą.

Archiwum: sierpień, 2008

Porzucić codzienność.

31 sierpnia, 2008 @ 23:14 napisał(a): Beata Kategoria: Wojaże i podboje 1 komentarz →

Praca jest  piękna, wzbogaca, czasem nawet bogaci, podnosi poczucie własnej wartości,  gwarantuje kontakty socjalne, wzmacnia osobowość … pewnie jeszcze coś. Praca ma też wiele innych dobrych aspektów: fajrant, wypłata, podwyżka, wolne, urlop… Ja jeszcze nie mogę sobie wyobrazić na stałe (np. emerytura) być bez pracy. Gdybym wygrała w toto-lotka (pomarzyć można), nie rzuciła bym mojej pracy, bo ją zbyt lubię, ale bym zredukowała  godziny, może pól etatu, albo trzy-czwarte? A na razie mam jeszcze tylko 5223 dni do zasłużonego wypoczynku.

Ale o wiele bardziej niż pracę, kocham urlop!!!!

W piątek był mój ostatni dzień. W biurze uregulowałam wszystko przed odejściem, nie szkodzi, że na to poszła godzina. Co tam, wszystko przecież po to, żeby 14 dni nie myśleć o pracy. Co w tym fajnego? Wieczorem siedzieć i nie myśleć o godzinie, bo rano nie będzie dzwonił budzik. Położyć się do łóżka i …nie nastawiać budzika. Rano się obudzić i mieć jeszcze czas pomyśleć: wstać? poleżeć? przeciągnąć się? obalić się na drugi bok? Nie jestem śpiochem, ale być wydartym ze snu o 5:45, albo o 7:00 stwierdzić „o, już nie śpię” – to wielka różnica!!! Mój osobisty luksus jest wziąć kawę i gazetę i wrócić do łóżka, aż wszystkie wiadomości wyczytam. Mogę to zrobić tylko w wolny dzień – jaka rzadkość!!

Większość tych 14 dni spędzimy z Jurkiem w Alpach. Takie wyskoki są ważne. To nie tylko okazja do pozbycia się trochę pieniędzy, czasem nawet dużo. Razem coś planować i realizować, nazbierać wrażenia i wspomnienia w tobołek, który się potem przez następne miesiące ciągle otwiera i zagląda, odskoczyć od codzienności, domowej rutyny, komputera, TV, telefonu, przyzwyczajeń,  przeżyć parę dni zupełnie inaczej niż w domu (po powrocie nabiera się nowego winkla), spojrzeć na siebie w innym świetle, wzionąć siebie w innej atmosferze, odkryć się na nowo – to jest pielęgnacja nie tylko zdrowia, ale i partnerstwa. W takich warunkach nabiera się nawet znów ochoty na odświeżenie małżeństwa… No, mówię: kocham urlop!

*** Dobrane małżeństwo – kiedy oboje w tym samym czasie odczuwają potrzebę kłótni. (Jules Renard) ***

Kukułka nocą.

23 sierpnia, 2008 @ 23:18 napisał(a): Beata Kategoria: Uśmiech na codzień. 2 komentarze →

Wyczytane w Naszej Klasie. Czytajcie uważnie:

…..Wczoraj wybrałam się na imprezę z moimi koleżankami. Powiedziałam mojemu mężowi, że wrócę o północy. „Obiecuje ci kochanie, nie wrócę ani minuty później” – powiedziałam i wybyłam. Ale impreza była cudowna! Drinki, balety, znów drinki, znów balety, i jeszcze więcej drinków, było tak fajnie, że zapomniałam o godzinie…
Kiedy wróciłam do domu była 3:00 nad ranem. Wchodzę do domu, po cichutku otwierając drzwi, a tu słyszę tą wściekłą kukułkę w zegarze, jak zakukała 3 razy. Kiedy się zorientowałam, że mój mąż się obudzi przy tym kukaniu, dokończyłam sama kukać jeszcze 9 razy… Byłam z siebie bardzo dumna i zadowolona, że chociaż pijana w cztery dupy, nagle taki dobry pomysł przyszedł mi do głowy – po prostu uniknęłam awantury z mężem…

Szybciutko położyłam się do łózka, myśląc jaka to ja jestem inteligenta! Ha!
Rano, podczas śniadania, mąż zapytał, o której wróciłam z imprezy, więc mu powiedziałam, że o samiutkiej północy, tak jak mu obiecałam. On od razu nic nie powiedział, nawet nie wyglądał na podejrzliwego. „Oh, jak dobrze, jestem uratowana….” – pomyślałam i prawie otarłam pot z czoła. Mój maż, po chwili, spojrzał na mnie serio, mówiąc: 'Wiesz, musimy zmienić ten nasz zegar z kukułką”. Zbladłam ze strachu, ale pytam pokornym głosem: „Taaaak? A dlaczego, kochanie?”
A on na to: „Widzisz, dziś w nocy kukułka zakukała 3 razy, potem – nie wiem jak to zrobiła – krzyknęła 'O kurwa!’ znów zakukała 4 razy, zwymiotowała w korytarzu, zakukała jeszcze 3 razy i padła na podłogę ze śmiechu. Kuknęła jeszcze raz, nastąpnęła na kota i rozwaliła stolik w salonie. A potem, powaliła się koło mnie i kukając ostatni raz – puściła se głośnego bąka i szybko zaczęła chrapać”……..

Kochani, ćwiczcie za czasu dobrze kukanie, bo nie wiadomo, kto z nas następny.

*** Każdy dureń potrafi mówić prawdę, ale zręczne kłamstwo wymaga niejakiej wprawy. (Samuel Butler)***

Sekundy 2.

17 sierpnia, 2008 @ 20:45 napisał(a): Beata Kategoria: Z życia wzięte. nie ma komentarzy →

Kilka dni temu pisałam o sekundach, które zmieniają nasze losy.

Dziś jechaliśmy do mojej starej cioci, której nie idzie już najlepiej. 150km przed nami, dobry humor, apetyt na kawę i świeże ciasto. Niestety zajechaliśmy niedaleko. Już po 30 km na autostradzie usłyszeliśmy dziwny ton, pierwsza myśl: to powłoka jezdni. Ale po paru sekundach, bez słów wiedzieliśmy, to jest coś innego. Jurek zjechał od razu na bok „opona”, ja otworzyłam drzwi, jedno spojrzenie „tak, przednia”. Dziwne, że nie czuliśmy nawet żadnego szarpnięcia, ściągania, nic. Tak, jak powiedział trener na kursie bezpiecznej jazdy, który zrobiłam rok temu, „w większości takich wypadków nic się nie dzieje, bo pozostałe trzy koła trzymają kierunek” (Jurek ma dwa takie kursy zrobione, wyższego stopnia). Zachowując spokój, bez wielu słów, pracowaliśmy jak dobry team. Znak ustawić, kamizelki ubrać, lewar, koło rezerwowe, wymiana itd. Wizytę odmówiliśmy, bo na tym cienkim awaryjnym kole nie można 300km ryzykować.

Jesteśmy spokojni, ale myśli chodzą po głowie. Nie jesteśmy typami, żeby teraz siedzieć i myśleć, co by się mogło stać, bo tu fantazja nie zna granic. Ale wiemy, że mieliśmy szczęście. Nie jechaliśmy za szybko, poniżej 150; nie było dużego ruchu; niedziela, więc nie było ciężarówek, które napawają strachem, jak się stoi na poboczu; nie padało; nie byliśmy w pośpiechu, nie jechaliśmy do samolotu, który nie czeka. Teraz warsztat i nieplanowany wydatek – wolałabym to wydać na urlopie. Ale… kto wie, na co to dobre, tak widocznie miało być.

Do cioci pojadę teraz sama we wtorek. Mamy nadzieję, że będziemy dziś dobrze spać.

*** Mieć szczęście, oznacza również nie mieć nieszczęścia. Tak często się o tym zapomina. (Anita) ***

Czas mija

16 sierpnia, 2008 @ 22:06 napisał(a): Beata Kategoria: Z życia wzięte. nie ma komentarzy →

Tak szybko dni mijają. Mój ojciec często mi mówił, że czas leci szybciej im się jest starszym. Ale to chyba tylko dlatego, że wtedy nogi już nie te i dogonić trudno. Ale dlaczego nam tak szybko mija? Czyżby?…

Już pachnie jesienią, powietrze jest inne, drzewa zaczynają się już zabarwiać, kasztany i klony wołają: pierwsze!! Dlatego trzeba sobie czas i dni umilić i urozmaicić. Poza tym z pasją bawimy się na stronie „Heppenheim”, więc gonimy z jednej imprezy na drugą, żeby Wam dostarczyć informacji. I odkrywamy coraz to nowe aspekty i oblicza miasta.

Dziś byliśmy na pięknej wędrowce, 7 km przez winnice – będzie post. Obecnie wyglądamy co rusz przez okno w oczekiwaniu na zaćmienie księżyca. Statyw z aparatem już stoi już gotowy.

Ja nabywam coraz więcej wprawy i pasji w fotografowaniu. Nawet w czasie pracy mam często aparat, bo mógłby się trafić piękny zachód słońca, jakieś nowe drzewo, śmieszny albo interesujący obraz, który może się przyda jako podkład do jakiegoś pomysłu.

Mam poczucie, jakbym chciała każdy moment uchwycić, utrwalić, nic nie przeoczyć. Jedna z koleżanek na Naszej Klasie napisała, że mam duże tempo, czy kiedyś wyhamuję. O, na pewno! Paliwo sie opróżni, opony się zetrą… Ale na razie pędzę, pędzę – szum w uszach i bielmo przed oczyma. A może gonię mijający czas?

*** Jesteś tutaj przez krótką chwilę. Smakuj moment, który przemija. To twoje „pięc minut”. (Anonim) ***

Sekundy

07 sierpnia, 2008 @ 17:08 napisał(a): Beata Kategoria: Z życia wzięte. 2 komentarze →

Czasem mamy nie tylko dobre myśli, które nas zajmują. Rodzinę z naszego sąsiedztwa trafiło nieszczęście, syn, 20 lat, zabił się w wypadku alpinistycznym w Alpach Szwajcarskich. Miła rodzina, rodzice dzieciom wpoili miłość do sportu i natury, razem z synami uprawiali alpinistykę. Każdy z nas, kto ma dzieci, może wczuć się w tych rodziców. W takiej sytuacji wiele rzeczy traci znaczenie. Nagle sobie znów uświadamiamy, że to takie nieważne, czy dzieci przynoszą tylko piątki ze szkoły, czy posprzątały pokój i umyły szyję. Mają żyć!!!

Sekundy, które w momencie zmieniają całe nasze życie. Nie mamy na nie wpływu, następują nieoczekiwanie, czasem z jakiejś pięknej, albo wesołej sytuacji, są nieobliczalne. Zaczynamy dzień i nie wiemy, co nam następne momenty niosą. Czego w życiu się boję? Właśnie tych sekund.

Sami przed laty przeżyliśmy ciężki wypadek samochodowy. Jadąc w trójkę na wesele do przyjaciół byliśmy w dobrym nastroju, śmialiśmy się. W sekundzie znaleźliśmy się w sytuacji, na którą już nie mieliśmy żadnego wpływu, ani na to, co się z nami działo, ani na to, jak się ten moment naszego życia skończy. Patrząc wstecz, zdajemy sobie do dziś sprawę, jakie szczęście nas chroniło. Że dziś mamy siebie i naszą córkę, jesteśmy zdrowi – to fakt, który zawsze na nowo sobie uświadamiamy.

*** Żyj tak, jakby każdy dzień był twoim ostatnim. ***

Kulinarny event

03 sierpnia, 2008 @ 11:06 napisał(a): Beata Kategoria: Z życia wzięte. 3 komentarze →

Mamy zaprzyjaźnionych sąsiadów na osiedlu. Są z dawnego NRD i jako studenci pracowali w Łodzi przy budowie linii tramwajowej, którą dziś na Piotrkowskiej często mój ojciec jeździ. Od początku się dobrze rozumieliśmy. Dziś spotykamy się na wspólne obżarstwo.

Co w tym specjalnego? Normalnie nie szykuje się jedzenia na spotkania, nie ma – jak w Polsce – zwyczaju, czy tradycji nakrywania stołu. Spotkanie jest dla spotkania i wspólnego posiedzenia, napoje i orzeszki wystarczają. Nikt też tu nie oczekuje kolacji i przed wyjściem coś zje. Ale są oczywiście też spotkania, kiedy się zaprasza na kolacje, np jako podziękowanie lub okazyjnie, albo i spontanicznie „co robicie wieczorem – nic – zrobimy grilla? – ok, co mamy przynieść?”. To jest również typowe pytanie, kiedy się jest zaproszonym na jedzenie: co przynieść? I nikt się nie dziwi, jak dostanie odpowiedz np: a no to może deser?

Z naszymi sąsiadami spotykamy się co 3-4 miesiące. Pierwszy raz nadał przypadek, że nasi panowie się sprzeczali, który z nich robi lepszą faszerowaną paprykę. Więc ustaliliśmy dzień i chłopaki przygotowali swoje papryki, a my uzupełniłyśmy menu deserem i ciastem. Posiedzenie trwało od 13:00 do wieczora. Tak nam się to podobało, że zaraz w kalendarzu zanotowaliśmy następny termin z mottem „Egzotyczne”. My, krótko po urlopie, gotowaliśmy z kuchni dominikańskiej, a oni z chińskiej. Wieczór kazał nam się rozejść i trawić.

Dziś o 13:00 znów kulinarne spotkanie, temat „Z domu”, czyli potrawy z mamusinej kuchni. My gotujemy kluchy ziemniaczane z twarożkiem, cebulą i szpekiem.

Do tego kisiel, nieco uszlachetniony po mojej myśli. Oni zrobią golonkę według przepisu jego ojca i ciasto do kawy. Przed nami kilka godzin, mamy nadzieję tak udanych, jak poprzednie. Dodatkową atrakcją będzie dziś prezentacja nowej kuchni, którą sobie sąsiedzi fundnęli, trochę już widzieliśmy w czasie montażu. Ooooo!- stół się sam wysuwa, szuflady się wciągają, kuchenka indukcyjna, żeby się nie trzeba było za bardzo schylać, to garnki jadą naprzeciw… Będziemy musieli oblać, żeby się kuchnia nie rozkleiła. Ale najpierw się najemy.

*** Według lekarzy jedynym sposobem utrzymania zdrowia jest jedzenie tego, na co się nie ma chęci, picie tego, czego się nie lubi i robienie tego, czego by się wolało nie robić. (Mark Twain) ***

  • Kalendarz

    sierpień 2008
    P W Ś C P S N
     123
    45678910
    11121314151617
    18192021222324
    25262728293031
  • Kategorie

  • Archiwa

  • Najnowsze wpisy

  • Słownik

  • Feeds