Kartka urlopowa.
Jakby w załączeniu do ostatniego postu (co jest tylko przypadkiem, bo blog jest po polsku), dostaliśmy dziś list z jednego schroniska w Tyrolu. Byliśmy tam w 2007, czwartego dnia urlopu szliśmy do Stabanthütte. To trasa, która jest wyznaczona na popołudniowe spacery. Ok… może dla tubylców, tak jak nasza pani z hotelu, Elfrieda, która z dzieckiem na plecach poszła na kawę do koleżanki do Stabant. My potrzebowaliśmy więcej czasu, ale dokąd się spieszyć, jak się jest na urlopie i krajobraz taki piękny? Tego dnia Jurek przeszedł swój kryzys i najchętniej by mi rzucił plecak w przepaść, a może mnie zaraz za nim…. Ale to chyba też właśnie tego dnia „zaraził” się pasją do Alp. Na ostatnim urlopie parę razy wspominał, że chciałby iść znów do Stabant. Ale jakoś tyle mieliśmy nowego do zobaczenia, że zabrakło dni. (więcej…)