Emerytura na horyzoncie
Dzisiejsza technika i internet otwierają nam wiele okien i drzwi na świat i tworzą nowe perspektywy wiedzy, komunikacji i nieważnych drobnostek. Ok, dla wielu, to już od dawna nic nowego, ale ja jestem na tropie odkrywczym i co rusz zachwycam się efektami, które mi się ukazują na ekranie, a które coraz częściej ja (tak, ja! ja siama!) tam samodzielnie (i zamierzone…) stwarzam.
Weźmy na przykład proste Google Earth – możemy przed monitorem obejrzeć całą kulę ziemską. Czas mija szybko na tych podróżach, kiedy spaceruję po hotelu znajomego na Florydzie, idę ulicami Torunia czy Heppenheim, kiedy odkrywam Afrykę, czy zwiedzam na przód nasze urlopowe cele. Fajnie, kiedy można całe trasy wędrówek w naszych Alpach obejrzeć: nie, pójdziemy tędy, patrz tu jest staw, nie, ale tu jest prostsza droga i tu możemy przejść przez potok. Mała sprzeczka przy biurku oszczędza może późniejszych na urlopie.
Już obejrzeliśmy całą wyspę, która czeka na nas w maju, odkryliśmy zakamarki, które chcemy potem dotknąć i wdychać ich czar.
Codziennie, jak włączam komputer, licznik pokazuje mi, ile jeszcze mam do emerytury. A jak szybko lecą dni!! Ok, ok, do tego trzeba mojej optymistycznej natury. Ale co dzień – mam o jeden mniej. Mój oficjalny wiek emerytalny jest 65 lat i 11 miesięcy. Jurka: 65 i 10 mies. Należymy do 20 przejściowych roczników, które co rok muszą po ukończeniu 65 roku o miesiąc dłużej pracować. Nasze dzieci będą pracować do 67 lat. Kto nie ma już sił, czy ochoty, może iść wcześniej, ale emerytura będzie na zawsze odpowiednio ukrócona. Dziś licznik pokazuje mi jeszcze 5004 dni. Aaaale!!!: za cztery dni będzie już czwórka z przodu! Na to wydarzenie stuknę sobie szampana! Super, akurat będzie Wielkanoc.
Kiedyś opowiadaliśmy barwnie w rozmowach telefonicznych np. jak u nas już rozwinięta wiosna. Czasem nam nie chciano wierzyć. Kiedy u nas już przekwitały tulipany, to na Mazurach wschodziły dopiero przebiśniegi, a w Toruniu krokusy. Dziś nie prowadzimy już niektórych rozmów, ale za to inne, dalej chętnie opowiadamy, jak się grzejemy w słońcu i jakie kolory nas otaczają. Jednak technika pozwala nam w chwili przekazać obrazy. Znajomi oglądają na Naszej Klasie, komentują , inni czytają na blogu. Nie zaprzeczam, że chętnie czytamy tą lekką nutkę zazdrości i wiemy, że to nie złośliwa zazdrość, ale radość z nami. Rozwinęła się nowa możliwość komunikacji, która umożliwia nam bieżący kontakt z wieloma osobami na raz, na całym świecie (Polska, Niemcy, Ameryka, Kanada, Anglia, Irak, Austria). To tak jakby siedzieć przy stole i opowiadać sobie nowinki, do tego koniaczek albo winko i już spotkanie, jak na żywo.
Na dowód, że giniemy w kwiecie, jeszcze parę zdjęć (z niedzieli i dziś). Wiele drzew już przekwita, jeszcze parę dni i czar wiosny minie.
*** Czas marszczy twarze i wygładza opony.***