O dwóch takich, co szukali gwiazd.
Pewnego wieczoru…
W stajni robi się coraz ciszej, stoję w moim boksie, obok i naprzeciwko moje koleżeństwo. Parskamy sobie trochę po cichu między szczeblami. Dzień się kończy, treningi zakończone – co te dwunożne istoty widzą tym, żeby nam na grzbiety kłaść koce, siodła, pasy, rzemyki – tylko po to, żeby tam siąść i z góry decydować, w którą stronę mam iść, jakim krokiem stąpać, jak trzymać głowę i kiedy tą zabawę skończyć. Ach, niech sobie myślą, że to ich rządzenie…
Ale ja te zabawy lubię i dobrze mi tu. Mam boks z balkonem, mogę sobie wyjść na dwór kiedy mi się chce. Siano jest świeże, marchewki lubię, smakołyki też dają. (więcej…)