Dni, których nie znamy.

Myśli, które mnie nachodzą.

Archiwum: czerwiec, 2013

Polska 2013

30 czerwca, 2013 @ 20:42 napisał(a): Beata Kategoria: Polskie, Wojaże i podboje nie ma komentarzy →

MrągowoPolski urlop, to koło przez kraj i runda spotkań.
Byliśmy w Częstochowie u mojej szkolnej przyjaciółki – pogaduszkom nie było końca, do nocy.
U mojego taty były, dzięki ładnej pogodzie, posiedzenia pod jabłonką, przy smacznym torciku (podobno za dużo naponczowanym… acha, pewnie dlatego…). Jurek bawił się tradycyjnie… w doktora. Haha, nie co myślisz! Leczył z wirusów taty komputer.
W Mrągowie siedzieliśmy z rodziną i moją kuzynką, z którą spędziłam dzieciństwo, odwiedziliśmy groby, zrobiliśmy wycieczkę.
Nie udało się spotkanie z Kasią Enerlich, która była na dalszych spotkaniach z czytelnikami. No, ale… my na urlopie, ona przy pracy. Zawsze mówię, że urlop jest fajniejszy.
W Toruniu długie popołudnie z dawnymi przyjaciółmi, po kilku latach. Właściwie spotykamy się za rzadko, a tyle do opowiadania.
W luźnej i miłej atmosferze odbyło się inne spotkanie. Nie udało nam się sprostować jednej rzeczy, ale korzystną okazję przeoczyliśmy, a później jakoś już nie podeszło. Szkoda.

W Mrągowie mieszkaliśmy w hotelu Huszcza, bo w Anek nie było wolnych pokoi, więc wzięliśmy ten – sąsiedni hotel. Czysty przypadek. Był to kiedyś pierwszy hotel w mieście, a dziś rozbudowany jest na trzy skrzydła. To najnowsze powstało od września, czyli po naszym ostatnim pobycie w hotelu Anek i wprost przed jego oknami. Wtedy delektowaliśmy piękny widok na jezioro, dziś mają tylko cienki pas boczny na Czos. Szeroki widok ma teraz Huszcza – i ten hotel określiliśmy jako najlepszy z trzech nam już znanych (Molo, Anek i Huszcza). W pokoju 390 byliśmy pierwszymi gośćmi.
Hotel gościł w tym czasie trzy autokary niemieckich „emerytów”. Pozdrawialiśmy się sympatycznym „Guten Morgen”. Ale słuchałam chętnie i miło, kiedy zachwalali piękno Mazur. (więcej…)

Leonard Cohen

29 czerwca, 2013 @ 15:48 napisał(a): Beata Kategoria: Aktualne, Z życia wzięte. nie ma komentarzy →

Pewnie prawie każdy zna Leonarda Cohen z jego niepowtarzalnym niskim głosem i piosenką „Halleluja”.
Wczoraj byliśmy w Mannheim na jego koncercie. Kochamy jego muzykę. W samochodzie gra mi już od października (ale często nim nie jeżdżę) – tylko córunia go wyłącza, bo mówi, że jego śpiew wprowadza ją w depresję. Matko!!! młodzież!
No, ale trzeba przyznać, że Cohen nie śpiewa dla młodych. Wczoraj też byli tylko tacy… no… dojrzali, jak my. Ale pełno!!
Cohen ma 79 lat i właściwie chciał już odpocząć. Został jednak przez managera oszukany i okradziony i ze względów finansowych wyruszył jeszcze raz na tournee, ale jest to jego ostatni światowy wojaż.
Koncert był ujmujący!!! nie pamiętam, kiedy tak głęboko i intensywnie przeżyłam muzykę – między gęsią skórką a łzami wzruszenia. Trudno mi to ująć w słowa, przeżycie musi pozostać po prostu w pamięci, bez opisu.
ARTYSTA – i tylko na taką formę pisowni zasługuje – pokazał sztukę i klasę, o której wielu nawet nie może marzyć, a niejeden by w ogóle nie zrozumiał.
Śpiewał 3,5 godziny!!!! W tym wieku. Bis trwał pół godziny, a publiczność, która wstała na poprzednie oklaski, już nie usiadła. Tak, jak wszyscy wstali, kiedy wszedł na scenę. Na to trzeba sobie zasłużyć.
Publiczność słuchała koncertu cicho i w skupieniu. Nawet myślałam, że niektóre sekwencje będą śpiewane z chórem 6 tysięcy… Nic, cisza. I wielkie oklaski! (więcej…)

  • Kalendarz

    czerwiec 2013
    P W Ś C P S N
     12
    3456789
    10111213141516
    17181920212223
    24252627282930
  • Kategorie

  • Archiwa

  • Najnowsze wpisy

  • Słownik

  • Feeds