Niechcica.
Patrze na mój blog … i nic.
Ostatni wpis sprzed miesiąca. Co zajrzę…, to nic nowego nie ma. Żadne duszki nic nie napiszą, trza samemu.
Jesteśmy, żyjemy. Dobrze nam i dobrze nam tak – stare powiedzenie, dojrzałe pokolenie pamięta.
Jesteśmy zestresowani, tzw. praca zawodowa nas męczy i przeszkadza w codzienności. Nastały nam obojgu zmiany w pracy, nowości, reorganizacje, a głowy już nie te najświeższe, żeby tyle innowacji tak sobie – bez szkód i wykolejenia z orbity – przyjąć. Rozum walczy, ciało się spiera, włosy wypadają, oczy bledną, a ręce opadają!
Dziś Wszystkich Świętych, a u nas normalny dzień pracy, nawet święta nie mamy.
I tak od kilku tygodni jesteśmy oboje w stanie tęsknego liczenia dni. Mnie zostało 4435… do emerytury. Ale za miesiąc będę już przy 43… Czy to nie piękne? Zbieram otuchę, gdzie mogę.
Pomysły na pisanie mam, ale i dość wymówek.
Mieliśmy gościa przez 5 dni, moją mamę, byliśmy dużo w drodze, zwiedzaliśmy, oglądaliśmy, spędziliśmy bardzo fajne dni.
Teraz czekamy na następne, krótsze spotkanie rodzinne, dawno nie widzianych osób, na pewno będziemy mieli sobie dużo do opowiadania.
To są przeszkody z kategorii „miłe”.
Praca, już wymieniona.
Tu strzyknie, tam dźgnie. Ani Joga, ani fajne myśli nie pomogą.
A tak poza tym, to czasem mi się po prostu nie chce. I tyle.
Boże daj, żeby mi się chciało, tak jak mi się nie chce.
12 listopada, 2010 o 14:29
Beatko! Mi się też nie chce pisać. Pracy mam po uszy, do renty o rok krócej, ale jak będę mógł, to pójdę od razu.
Razem poradzimy temu!