Wypatroszona codzienność.
Siedzę sobie sama. Jurek jest znów w drodze, nowy rok, nowe terminy, nowe zadania.
Popołudnie wykorzystałam na zapełnianie worków rzeczami, które zatykają szafy, a potrzebować już ich też nie chcemy. Znacie to? „Przyda się jeszcze ” – no może się i przyda. Ale nie przydało się dotąd, to zrezygnuje z tego na przyszłość też.
Ja nie sprzątam przed Świętami, przecież nie mieszkamy w chlewie, więc normalne porządki wystarczą. Ale nowy rok, czasem pierwsze promienie słoneczne dają mi taki popęd i entuzjazm, że grzechem byłoby go nie wykorzystać. Od wczoraj przygrzało słońce, przy 13 stopniach i załadowało mi baterię.
Kupiłam sobie wiosenne kwiatki, zamarzyłam o nadchodzącej porze roku – teraz już z górki.
Przy porządkach dobrze mi się duma… To jest jak oczyszczenie na zewnątrz i od środka.
Dawny prezent, nie chcę go już zachować – do wora. Pamiątka – chcę do niej wracać? nie? – do wora. Lampka z zepsutym kloszem, chciałam naprawić, ale już nie chcę – do wora. Buty – na te nogi już dawno nic nie wysyłam – do wora.
Marny kwiatek – suchy, ale to nie powód, żeby marnieć! – a ja tylko raz rozmawiam z kwiatami, „co, nie chcesz rosnąć?”. Nawet mi nie odpowiedział – do wora.
O! Kosmetyczkę, którą bierzemy do sauny znalazłam! Ha! a tyle szukałam.
Worki, sortowane na różne opróżnienie, zapełniają się. Myśli krążą…
Jurek był w weekend daleko, na ważnym meetingu. Długa uciążliwa droga, anulowane samoloty, czekanie na następne, zamknięta zaśnieżona droga po wypadku, objazd, spóźnione o wiele godzin przybycie, jakby się wszystko przeciw niemu zmówiło. Martwiłam się. Na oblodzonej ulicy się poślizgnął i potłukł.
Kilka ręczników, kolory mi już nie pasują – do wora.
Opłacał się cały zachód? Tak. Jurek sprawił, co zamierzał. Tak jest dobrze… i dlatego los mu w drodze powrotnej poprzednie trudy wynagrodził i zamiast o 21:00 wylądował pięć godzin wcześniej we Frankfurcie. Wygraliśmy dużo czasu dla siebie. Teraz czekamy na jedno echo-cho-cho-o-o-o…
Poza tym spotkał wiele osób, których dawno nie widział i mimo ograniczonego czasu rozwiązały się przyjazne, konstruktywne rozmowy.
Potwierdziło się, że nie każdy kontrahent jest zainteresowany w poprawieniu układów, wręcz przeciwnie. No cóż, główne role są obsadzone, a reszta aktorów… Oby tylko sufler nie pomylił wersu…
Suche bukiety, przykurzone i wyblakłe – do wora.
Moją osobę połączono ze słowem „kłamstwo„. Zapraszam do poczytania, jeżeli nie jest zbyt żmudne. Nigdy nie było możliwości rozmawiać na dany temat, nikt nie wie co, komu i o czym opowiedziałam, ale na wszelki wypadek jest jasne, że kłamałam. Powiedzenie „sądzimy innych po sobie” nabiera tu głębszego znaczenia.
Ogarniają mnie złe myśli? Tak, ale przecież mam moją metodę – do wora!
W szafach zrobiło się miejsce, głowa się odprężyła, uśmiech rozjaśnia mi buźkę .
Wieczorna herbatka smakuje i zaprasza do spokojnego snu.
Czas zabiera nam wszystko, nawet nasze myśli.
(Wergiliusz)
12 lutego, 2011 o 16:53
Echa nie ma do dziś. Pewnie już nie będzie.
Staramy się wygłuszyć nieładną myśl, która kiełkuje od początku, żeby nie dojrzała do bardzo brzydkiego podejrzenia.
Ale: „Kłamstwa mają krótkie nogi” – uzupełniam tym tekst Wikipedii – daleko nikogo nie zawiodą i łatwo się potknąć. Przeważnie w najbardziej nieoczekiwanej chwili…
13 czerwca, 2011 o 16:01
Beatko… Pięknie to ujęłaś… Dusza sprząta się czasem zwyczajnie sama, gdy posprzątamy świat na zewnątrz.