Polskie widokówki 1.
W tym roku byliśmy w Polsce tak trochę inaczej. To był urlop dla mojej mamy, która wiele lat nie była w Polsce i nie przeżyła regularnie, jak my, zmian, jakie nastawały w kraju. Już sam wjazd do Polski był kluczem wrażeń: nawet nie zauważyła, kiedy przekroczyliśmy granicę. No tak, inne czasy…
Pogoda nam przypisała, więc tu i tam siedzieliśmy na relaksie w ogródkach przy piwku, pierogach, albo Caipirinhi. Urlopowy czas pozwolił nam na zbieranie obserwacji i zaglądanie przechodniom w twarze, szczególnie ciekawe, jeżeli było w tych samych miejscach.
Zmieniło się coś od ostatniego roku? Tak!
Zauważyliśmy, że nie ma już tyle szpilek na ulicach – Polki odkrywają zalety wygodnych butów. Nogi na szpilkach na pewno są ładne. No… przeważnie, bo niektóre panie niestety naprawdę!! nie potrafią w tym obuwiu chodzić i nie każde nogi warte są przedłużania aż do pupy… Tu i szpilki nic nie zmienią. Dziewczyny, naprawdę wam tak wygodnie na tylu centymetrach? Panowie, jeżeli lubicie ładne nóżki na szpilkach, to noście je sami.
Zauważyliśmy też nowy trend w modzie damskiej – legginsy noszone przez każdy wiek i obwód. Ok, gdzie indziej też się je nosi, pod sukienki, spódnice, długie shirty. Ale w Polsce noszone są z miłością jak spodnie, z krótką bluzką, t-shirtem „do środka”, czasem dość przezroczyste (droga pani w różowym topie… string pasuje prawie na każdą pupę, ale nie każdy tyłek dobrze w nim wygląda…). Nie podoba mi się ten styl, ale co tam – moda przychodzi i odchodzi, tylko zdjęcia pozostają…
W kazdym razie, czasy elegancji na polskich ulicach odchodzą w przeszłość. Następuje era wygody i prostoty – polskie ulice są coraz bardziej europejskie, nie tylko ze względu na lepszy asfalt.
Nie do przeoczenia było, że nie widzieliśmy tylu komórkowych rozmów ulicznych i kawiarnianych, co nam w zeszłym roku bardzo niemile podpadło.
W żadnym lokalu nie musieliśmy być świadkami rozmów ubezpieczeniowych i zamówień materiałów.
To i pierogi smakowały znów jak pierogi. Ach, ta polska kuchnia, dobra, smaczna… A ja za każdym razem jadłam tylko pierogi z kapustą i grzybami. I jeszcze bym mogla dalej tak tydzień jeść.
Nasze doświadczenie, że najpiękniej jest mieszkać w hotelu, utwierdza się. Serdecznych ofert gościnnych nie brakuje, ale nauczyliśmy się z czasem, że noclegi w hotelu dają wielką porcję swobody i niezależności. Można przed śniadaniem iść na spacer, albo spać jak długo się chce, po śniadaniu spotykać z rodziną i przyjaciółmi do woli, cały dzień jest do dyspozycji, zjeść z rodziną, czy w restauracji (co nie wyklucza towarzystwa rodziny), a wieczorem można się wyciszyć i wycofać, nikogo nie nużąc wieczornym posiedzeniem przy ostatnim drinku, albo ochotą na wczesny sen. Jesteśmy pewni, że gospodarze też sobie takie rozwiązanie cenią. W ten sposób odwiedziny w Polsce nabierają również waloru urlopowego.
Tym razem byliśmy w Mrągowie w „Anek” i w Toruniu w „1231„. Oba hotele z czystym sumieniem polecamy dalej!
Anek leży przy samym jeziorze Czos, w centrum miasta. Właściciel pochodzi z Warszawy i nazywa się Antek, ale zawsze na niego wołano Anek – stąd nazwa. Poranne spacery nad jeziorem, jeszcze przed śniadaniem, pieszo do miasta i do rodziny, miła obsługa i personel, wszystkie pokoje z widokiem na jezioro, co prawda dużo wycieczek (niemieckich), codziennie był autokar – ale rano wstawali wcześniej od nas, więc nie było problemu, a wieczorem mówiliśmy sobie Guten Abend.
W Toruniu mieszkaliśmy w „1231” – ojej, budynek jest starszy od zamku krzyżackiego, mury metrowe – na wychylenie się z okna trzeba trochę wysiłku. Hotel jest nowy, ale stylowy, a urok staroci nie da się przeoczyć. My mieliśmy okna od ulicy, ale nie samochody nam przeszkadzały, tylko woda płynącą wzdłuż murów, częściowo pod nimi – ot, dawny młyn, (zobacz historię na linku). Nocny grzmot wodospadu uniemożliwiał błogi sen, okna wyciszały skutecznie hałas, ale ja wolałam zatkać sobie uszy. Położenie hotelu super, 2 minuty do Wisły, 3 na deptak, widok z okna prosto na mury zamku – jestem pewna, że tam wrócimy.
W trakcie tego pobytu obeszliśmy więcej cmentarzy niż zwykle. Widzę, że w Polsce przyjął się szeroko zwyczaj sztucznych kwiatów na grobach. Rozumiem, bo pielęgnacja żywych jest uciążliwa i czasochłonna i „potem leżą te zwiędłe kwiaty i nie ma komu ich sprzątać”. Ale widząc ilości plastiku i materiału, trudno nie spytać: kto sprząta wszystko, jak dobry wiatr przejdzie i na ile ten zwyczaj obciąża środowisko. Sztuczne kwiaty znamy z innych krajów też, ale nie w takiej ilości i wielkości. Każdy chce zmarłemu okazać szacunek i dołożyć od siebie bukiet, czy doniczkę, jednak szacunek nie byłby przecież mniejszy, gdyby róża była mała i symboliczna. Na razie jaki popyt taka podaż.
Jazdy po kraju, wieeeeele kilometrów, niestety nie wszysktie autostrady już połączone, ale widać światło na końcu tunelu (i to nie jest pociąg…). Jechaliśmy dużo wzdłuż lasów i co rusz widzieliśmy, daleko od miejscowości, na skraju lasu, samotnie siedzące dziewczyny. Oooookaaay… Trochę trwało, aż pojęliśmy. No, proszę, i tu dotarła poprawa warunków pracy. Ssaki leśne oczekują teraz na klientów na siedząco. I słusznie – to oszczędza siły, na później.
Rozwój dotknął nas z nieoczekiwanej strony negatywnie. Autostrada na trasie Toruń – granica. Ludzie! co za frajda! Aaaale!! Zawsze w drodze powrotnej zatrzymywaliśmy się u krasnoludków – tak nazywaliśmy „punkty” sprzedaży na trasie przed granicą, gdzie można było kupić wszystko, krasnoludki, Wenus, bociany, skórę z krowy albo dzika, kierpce, kosze, fotele wiklinowe, karmniki dla ptaków. W tym roku chciałam koniecznie zobaczyć dwie rzeczy: kamiennego legwana (w zeszłym roku widziałam, ale był za duży, więc miałam teraz nadzieje na mniejszego) i kamienny albo drewniany pojemnik na małą fontannę – do naszego całkowicie przeinaczonego ogródka. Oczekiwanie i radość na drogę powrotną były wielkie, nawet już dedukowałam, jak byśmy się zapakowali.
I? I nic! Nie było żadnych krasnoludków, bo przy autostradzie są tylko bariery i zajazdy, ale nie ma miejsca dla krasnoludków. Szkoda, buuuu. Może znajdą jakieś wyjście, przecież wiele rodzin żyje z tej produkcji i sprzedaży. Zobaczymy następnym razem.
Uchwycone po drodze:
– tablica reklamowa w polu „Produkcja mebli prawdziwych”
– gdzieś na płocie, sprzedaż „ziemniaki jadalne”
Wrażenia, wspomnienia, szukanie dawnych obrazów wśród nowości, liczne spotkania, niezapomniane chwile i dni. Szczególnie dla mamy.
Jurek trzymał się dzielnie i cierpliwie, robił zdjęcia i woził nas (trochę mu pomogłam). Urlop z żoną i teściową był dla niego premierą – ale zadanie spełnił z brawurą. A po urlopie sobie odpoczął…
Wspomnienie jest rajem, z którego nic nas nie może wypędzić.