Piesek w różowym wózku – albo: Paris Hilton pozdrawia.
Niektóre przeżycia trzeba zapisać, żeby ich nie zapomnieć.
Tak trafił nam się wczoraj obraz, który chciałabym sobie utrwalić.
Byliśmy z przyjaciółmi na kolacji w lokalu w ogródku – żaden tam ekskluzywny, taki normalny, przy kortach tenisowych, ale z wyśmienitą kuchnią! Byliśmy stęsknieni za dobrym jedzeniem – dlaczego, to opiszę w nowym reportażu urlopowym.
Przy sąsiednim stoliku zasiadło kilka osób, mniej więcej dwie generacje. Niby jeszcze nic. Ale…
Dwie młode blondynki popychały razem różowy wózek z budką, podobny do dziecięcego, a jednak trochę inny, trochę mniejszy, trochę kwadratowy. Postawiły go od naszej strony – no i zaczęła się zabawa…
Delikatnym gestem, jak czuła matka, blondynka odsunęła suwak wokół budki i wydobyła z niego na dłoni coś czarnego. Przytuliła do serca, pogłaskała i przekazała nad stołem do starszego pana (no, w naszym wieku – może tatuś, albo wujek). On również położył sobie to coś w okolicy serca, ale właściwie na okrągliźnie poniżej i głaskał kilkoma palcami…
Halo? Co to jest? Dziecko? takie małe? i takie owłosione?
Ooo, pokazały się cztery podobne do siebie łapki. Acha! czyli jednak stworek z działu „świat zwierząt”. Chyba będzie z tego piesek, jak będzie kiedyś gotowy.
Istotka została znów przekazana (nad stołem) w następne ręce, pogrzana na sercu, miękkim biuście, przytulona do drugiej blond grzywki.
I wróciła na okrętkę do pierwszej blondynki, która matczynym gestem włożyła to coś znów pod budkę, poprawiła poduszeczkę i dołożyła do czarnego uszka jakąś zabaweczkę. Po czym starannie zasunęła zameczek i patrzyła przez siatkę z wielką czułością na nieruchomą zawartość różowego wózka.
Nasze sałatki przyszły, potem sznycle (najlepsze w Heppenheim!!!), i następna rundka napojów.
Czułości wokół różowego wózeczka z budką wciąż ściągały nasze zainteresowanie. Wymiana naszych spojrzeń była głębsza, niż półpuste szklanki.
Blondynka zaglądała co parę minut pod budkę, wkładała ostrożnie rękę, jak zatroskana matka, która śpiącemu dziecku odgarnia włosek z czoła. Koleżanka blondynka ją podmieniała w wykonywaniu tych odpowiedzialnych czynności opiekuńczych.
Z poduszki nie widać było żadnego ruchu – takiego dziecka życzyła by sobie (przynajmniej przy kolacji) niejedna matka.
Halo? Co to za zabawa?! A może to nowa generacja Tamagotchi?
My jesteśmy w prowincjonalnym miasteczku, mamy tu już Vettela, ale czyżby Paris Hilton też tu dotarła… Wygląda na to, że jak piesuniek jeszcze pozostałe 2,5 cm podrośnie, to też będzie noszony w torebce (różowej?). Nie znam się dobrze na rasach, ale może te hiltonowe pieski nie mają nóg do chodzenia, tylko do wyglądania. Gdyby im jednak natura podszepnęła, po co te cztery odrosty pod malutkim brzuszkiem są, to nic im to nie pomoże, bo blondynki będą je przenosić z koszyczka z różową aksamitną poduszeczką, do miseczki (a może dostają papkę z butelki?), do różowego wózeczka i z lewej ciepłej piersi na prawą.
Życie blondynki jest teraz pełne sensu i wartości… Dzień jest wypełniony troskliwą i ofiarną opieką nad żywą istotką.
Z innej strony… a może to wszystko smutne? Jakaś akcja pieskiej hospicji – towarzyszenie piesiuniowi aż do zgonu? Albo może był sedowany? żeby nie zagryzł karmiącej ręki?
Chętnie bym zrobiła zdjęcie, ale bałabym się, że by poszczuli brytanem.
Ale wrzuciłam „Wagen für Hunde” do maszynki i pokazały się na ekranie liczne pojazdy dla czworonogów, również takie pink (i niebieskie) wózeczki. Ale blondynki miały jeszcze ładniejszy, bo całkiem różowy.
Człowiek to jedyne zwierzę, które się rumieni. I jedyne, które ma za co.
Mark Twain
PS
Reszta blondynek (poza opisanymi dwiema i Paris Hilton) – podkreślam, że kolor włosów ma tylko w tym spotkaniu znaczenie i nie stanowi mojego ogólnego zdania o zależności między charakterem, a kolorem włosów.
No… tylko czasem.