Nikt z nas nie wierzy w przesądy, na to jesteśmy zbyt rozsądni, prawda? Ale… wyzywać losu też nie chcemy.
Czarny kot przez drogę, kominiarz – nie wierzymy w takie bajki, ale jednak sekundę wstrzymujemy oddech, nie?.
No i dziś koronacja przesądnych opowiastek: trzynasty piątek. No i jak? Co wam się przydarzyło?
Mnie od siódmej rano kręciło się jedno za drugim przeciwko mnie. Jedyny chaos, do jednej pacjentki musiałam za godzinę dodatkowo jechać, innej tabletki zgubiłam gdzieś (?), musiałam spowrotem do biura, wziąć nowe i znów do niej pojechać, inna odstrzeliła się na noc środkami przeciwbólowymi i nie słyszała dzwonka i telefonu, już myśleliśmy, że coś się stało, trzy razy dojeżdżałam do niej i do jednego pacjenta też musiałam w południe ekstra pojechać. To wszystko w czasie normalnie wypełnionej tury, kiedy czasu jest tyle, żeby spokojnie jechać po kolei od jednego do drugiego, ale takie dodatkowe ekscesy prowadzą do wykolejenia się.
Popołudniu byłam umówiona na kawę ze znajomą, dziś na pewno mi za ten kawałek torta w kawiarni od razu walnie dwa kilo na biodra. No, po prostu trzynasty piątek.
ALE!!!
– Dziś odkryłam te krokusy i… pierwszego narcyza!
– Dziś mamy słońce, temperatura rośnie, zapowiedziany piękny weekend.
– Dziś rozdzieliłam moją służbową kurtkę (podwójna, polar i ortalion z kapturem) i poszłam dalej tylko w polarku, a w samochodzie włączyłam pierwszy raz wentylator na chłodzenie, oj, jak przyjemnie.
– Dziś ustawiono na rynku stoły przed lokalami.
– Dziś, wracając z kawiarni, pojechałam od razu do ogrodnika, dokupiłam kwiatki i zaraz zabrałam się za sprzątniecie tarasu i obsadzenie bocznej grządki. Jutro możemy już wystawić fotele.
A jutro jest czternasty, sobota, więc możemy bez obaw delektować się wiosną.
*** Gdzie kwitnie kwiat – musi być wiosna, a gdzie jest wiosna – wszystko wkrótce zakwitnie (F. Rueckert)***