Muzyczna przejażdżka.
Wczoraj pojechaliśmy na dalszy wyskok, do Gladbeck, gdzie kiedyś mieszkaliśmy. Odwiedziliśmy dawnych przyjaciół i kawałek rodzinki.
Ot, taki weekendowy wyjazd – trzy godziny jazdy.
Jurek wrzucił polską muzykę. O rany, skąd on ją wygramolił?? To już nie była nostalgia, jak przy Grechucie, czy Czerwonych Gitarach. To było już archiwalne!! Haha.
Co tam nam wszystko śpiewało z samochodowego grajka! Nasi rodzice by się ucieszyli. Melodie z czasów kiedy byliśmy… dziećmi. Wiele nazwisk zupełnie zapomnieliśmy, jak Mieczysław Fogg, Irena Santor, Bogdan Lazuka, Jerzy Połomski, Halina Kunicka.
Aż się zdziwiłam, bo Jurek lepiej wiedział kto śpiewał niż ja, potem sprawdzaliśmy dane (ha, modna maszynka wiedziała wszystko i pisała na ekraniku).
Ciekawe, że pierwsze takty leciały, potem pierwsze słowa i już w głowie robiło klik, odpowiednia klapka się otwierała i nagle tekst muzykalnie opuszczał zakurzoną głowę prosto przez buzię. Ale było nam wesoło!!
Jak to możliwe, że po tylu latach pamiętamy teksty?
Może dlatego, że wtedy nie było takiej masy, piosenki były długo grane. No i śpiewane w znanym języku. Dzisiejsza, masowa muzyka musi być po angielsku i większość jej nie rozumie. Bardzo wątpię, czy po 50 latach ktokolwiek będzie pamiętał któryś z dzisiejszych hitów.
Pamiętasz jeszcze „Ujrzałem pierwszy siwy włos na twojej skroni”? Ojejejej… już je zapomnieliśmy, bo tyle ich…
Albo Kunickiej – „To były piękne dni”?
Ooohh!!! Filipinki też były!
Alibabki śpiewały nam „Biały kwiat” – sto lat już go zapomniałam. Ale od razu mi się przypomniało powiedzenie „Ale babka i czterdziestu rozpustników”. Hahahaaaaaa.
Trzy Korony „10 w skali Beauforta”! – no… dziesięć to przeżyliśmy płynąc nocą przez cieśninę Ormuz. Ooook, było nieźle, nawet się obudziłam, stwierdziłam „kurcze buja coraz bardziej”, obróciłam się na drugi bok i spałam dalej. Ale Jurek zamknął balkon, bo było za głośno od burzącego się morza. Rano nasze szyby na 9 pokładzie były dokładnie zapryskane wodą. Wow.
Mówi Ci jeszcze coś „Walczyk na cztery ręce”? Oh, piękne. Ale by się tego walczyka pofalowało przez cztery pasy, tak od lewego do prawego, no niechby inni przyhamowali.
„Miłość ci wszystko wybaczy, bo miłość mój miły to ja”… to ja, to ja, słyszysz wołam ciebie ja brzoza… O, to nie to, haha.
Młynarski – patrz jeszcze śpiewa, a tyle się naśpiewał cztery dni w Toruniu w windzie w hotelu Spichrz.
Były jeszcze parasolki, biedroneczki, karuzela, warszawski taksówkarz…
Nie było Sośnickiej – ale kawał nam się już przypomniał: dobrze, że Sośnicka ma uszy, bo śmiałaby się naokoło głowy. Pamiętacie jej duże usta?
Podróż nam migiem minęła, było nam wesoło i na luzie.
Tyle staroci z dawnych czasów, aż myślałam, że jak zajedziemy to będziemy znowu młodzi i jędrni… No… może trzeba jeszcze parę takich wyjazdów, haha.
Muzyka tak nas przeniosła w polską przeszłość, że niemieckie napisy czasem mnie irytowały. Jakoś nie pasowały do tego małego archiwalnego światka w naszym samochodzie.
Ale jakoś czuliśmy się szczęśliwi i wzbogaceni- może o stare wspomnienia, a może o świadomość, co w nas tkwi…