Niemcy żyją w stresie
… pisze nasza dzisiejsza gazeta.
Statystycy z Techniker Krankenkasse przepytali 1014 osób. Wyniki: 80% czuje się zestresowanych, jest w ciągłym napięciu, nie może się wyłączyć i odprężyć. Co dziwne, najgorzej idzie nie managerom, tylko niepracującym paniom domu (i panom, bo też są) tzw. Hausfrauen. Podstawą sondy był wpływ stresu na zdrowie i rozwój chorób.
Ale spójrzmy z innej strony.
Ponieważ sama zawsze pracowałam, miałam małe dziecko, męża, który w tym czasie był więcej na delegacjach, niż w domu, mogę też coś powiedzieć o stresie i pogoni. Stresem było dla mnie budzić o 5:30 córeczkę, żeby ją na pół zaspaną prowadzić cichutko do sąsiadki, gdzie na tapczanie w salonie sama trochę dospała, aż inni wstali. Nie było dla mnie stresem, po pracy malować z dzieckiem, czy iść na plac zabaw. Ale kiedy jedna sąsiadka – Hausfrau moje siedzenie przy piaskownicy skomentowała: „Oh! tyle czasu bym chciała mieć!” To sobie tylko pomyślałam: „…, ja mam 8 godzin pracy za sobą i jeszcze czas się z dzieckiem bawić, a co ty zrobiłaś przez cały dzień?” Ja nie myłam okien co tydzień i nie mogłam jeść śniadania wspólnie z sąsiadkami (a też bym chętnie chciała), ale miałam czas, żeby z córką iść na huśtawki.
Przez wszystkie lata, do dziś, pozwalam sobie na poobiednią drzemkę (mój czas pracy mi na to pozwala). Taki piękny rodzinny rytuał: mama znika. Przed laty w takim półśnie, który matce da się odprężyć, ale nic przy dziecku nie przeoczyć. Wtedy córeczka tłumaczyła misiom i laleczkom: „teraz musimy się cichutko bawić, bo mamusia zamyka oczy”. O! właśnie tak! bardzo dobrze, misie i niedźwiadki, tylko bądźcie cicho…
Bądźmy szczerzy, ile stresu dałoby się uniknąć, przy dobrej organizacji dnia. A może trzeba sobie inne priorytety wyznaczyć?
Dziś mamy tyle ułatwień, guzik przycisnąć – garnki się myją, guzik – majtki się piorą, guzik – wyjmujemy je suche. Ok, kołnierzyki musimy jeszcze prasować. Nawet obiad w mikrofalówce w 10 minut gotowy, jakby się nie chciało w garach mieszać. No to już, naciskajmy guziki i walnijmy się godzinkę na sofę, albo pójdźmy na spacer. Dobra książka też spełnia zadanie. Odprężmy się od stresu.
Czytając dzisiejszy artykuł, przypomniał mi się inny.
Happy Planet Map, to statystyka, ukazująca zadowolenie (i nie-) ludności na świecie, 178 krajów. Ciekawe, że wiele wysoko rozwiniętych krajów bardzo słabo obcięło.
Parę przykładów: Dominikańska Republika miejsce 27, Włochy 66, Niemcy 81, Polska 114, USA … 150. Co do USA, to ta pozycja pozwala może zrozumieć niektóre amerykańskie wybryki. I każe się zastanowić: czy rzeczywiście trzeba wszystko naśladować z kraju, w którym ludzie są tak niezadowoleni z życia? Wynik Dominikańskiej Rep. potwierdził nasze obserwacje: ludzie żyją skromnie, na nasze wyobrażenie – biednie (dlaczego? bo mieszkają w domach wielkości naszych garaży?), ale czysto i zawsze się uśmiechają, żyją spokojnie, nigdzie nie pędzą, wielu rzeczy nie mają i ich nie pragną. Może dlatego jest piękniej, siąść wieczorem przed domem i bujając się, czekać na zachód słońca, niż gonić za najnowszą techniką komórki. Albo szybkim samochodem szukać satysfakcji…
Niestety przesiedlenie z niezadowolonego kraju do „lepszego” nie znaczy automatycznie, że człowiek też będzie statystycznie zadowolony. Niemiec, który w pogoni za lepszym życiem, bez stresu, wyjedzie do Dominikańskiej Rep, nie zadowoli się bujaniem w zachodzącym słońcu. W efekcie, dojdzie mu do stresu i niezadowolenia – rozczarowanie.
Więc, nie gońmy na siłę za szczęściem. Zadowólmy się czasem drobiazgiem, ładnym widokiem, ćwierkającym ptakiem, doceńmy przyjaźń, dobre słowo. Uśmiechnijmy się rano do siebie w lustrze. To będziemy mieli może mniej stresu.
A trochę stresu nikomu nie zaszkodzi – utrzymuje nas na obrotach i młodo.
***Ciesz się tym, co masz i nie żądaj wszystkiego, co możliwe – jest to bowiem pozbawiona sensu pogoń za wiatrem…***