Dni, których nie znamy.

Myśli, które mnie nachodzą.

Zaproszenie na Florydę.

15 listopada, 2008 @ 17:29 napisał(a): Beata Kategoria: Wojaże i podboje

Czym by było życie, gdyby nie było spontanicznych decyzji i nieplanowanych wydarzeń. Nudne? Może nie, ale czegoś by mu brakowało, trochę pieprzu i koperku.

Mam kolegę z lat dziecięcych, z którym kontakty się zerwały prawie 40 lat (z małą przerwą przed 30 laty). Drogi się rozeszły, nie tylko przez przeprowadzki w Polsce, ale i później przez granice i kontynenty. Odnaleźliśmy się znów i dzięki internetowi (również Naszej Klasie) nawiązaliśmy dość intensywny kontakt.

Kolega ma w Stanach hotel nad oceanem i dziś napisał:

… w przyszłą sobotę będzie w motelu duża impreza. Przylatujcie zapraszam, oprócz w/w Bogusia z żoną, będzie  Jack z Hamburga ( mój regularny klient od 10 lat ) , Stasiu z opolskiego- później spod Dortmundu, a teraz jako emeryt z Palm Beach ( z żoną z Bydgoszczy ) i oczywiście WY. Menu: żeberka, schab, steaki, kura z grilla na węglu drzewnym moja specjalność. Bigos Basi z Palm Beach + różne trunki impreza do upadłego. W niedzielę odsypiamy.

No co, Juruś? Lecimy? No pewnie!! Co tam, parę tysiączków kilometrów, parę godzinek lotu – tam jest ciepło, są palmy, biały piasek, wesołe towarzystwo i dobre jedzonko. I może przy tej okazji życie napisze następny kawał: Polak, Niemiec i Amerykanin siedzieli razem przy grillu. Polak powiedział:…

***Świat jest kamerą. Proszę się uśmiechać. (amerykanskie)***

Promieniowanie.

10 listopada, 2008 @ 21:38 napisał(a): Beata Kategoria: Wyczytane w gazecie

Czy moglibyśmy sobie wyobrazić dziś życie bez prądu? Z dziecięcych lat pamiętam, że często wyłączano nam prąd, na godzinę, dwie.  Pamiętamy sprzed 30 lat awarię  w kablach (akurat wczoraj opowiadaliśmy) w zimie, minus 20 stopni. Cała ulica była dwa tygodnie bez prądu, a robotnicy nie mogli się dostać do zmarzniętej ziemi.  Mieliśmy ciepło i ciepłą wodę (ogrzewanie centralne w piwnicznym piecu) i gotowaliśmy na gazie. Więc byliśmy najedzeni, umyci i ogrzani. Ale co z resztą życia? Bez TV, baterie w radiu się skończyły, a nowych nie można było kupić (dla młodej generacji: po prostu nie było,  w innych sklepach też nie), ani świeczek. Krótko w karty pograć i przeczytać wiadomości? O 16:00 już ciemno.  Co tu robić? Byliśmy wtedy młodzi, więc mieliśmy parę pomysłów, ale wszystko te same… Główną wygraną  tego kryzysu była dla nas nasza córka, której zdradziliśmy prawdę: „z nudów cie zrobiliśmy, ale jakie to były piękne nudy!”.

Dziś bez prądu? Katastrofa!!! Człowiek by walczył o przeżycie, na pikantne myśli nie byłoby miejsca. U nas w domu nawet byśmy nie mogli spłukać toalety, bo pompa jest na prąd. Grzejemy gazem, ale sterowanie jest elektroniczne. Gotujemy na prądzie. Mówię, katastrofa!! czytaj dalej →

Złe moce.

09 listopada, 2008 @ 22:26 napisał(a): Beata Kategoria: Uśmiech na codzień.

Wczoraj w TV był program o jakimś egzotycznym kraju, nie ważne o jakim, ważna była przedstawiona informacja. Otóż do dobrego tonu i pielęgnacji zdrowia należy tam delektowane odbijanie sobie, bo ludzie są przekonani, że wtedy złe duchy i negatywne siły opuszczają delikwenta.

No,  człowiek nie balon, czego się nachłapał – musi się pozbyć. Odpowietrzenie naszego traktu strawnego jest fizjologiczne i konieczne, ale daje też takie swobodne i uwalniające uczucie. A co wyjdzie górą, to nie męczy nas potem drugą stroną, oszczędza podejrzliwych spojrzeń, albo wstydliwego wycofywania się na tyły. A więc to również dla nas pielęgnacja zdrowia i życia socjalnego. Może to być też szczególny wkład do rozmowy. Pamiętamy aktywistów z lat minionych, którzy umieli wspólnie dyskutować z nadmuchanym żołądkiem, ku ogólnej zabawie słuchaczy.

Akurat udało mi się uroczo odpuścić moje górne wentyle. Juruś się przestraszył: „Skarbie, że ci główka nie odpadła!”. „Nie, ale duszki mnie opuściły”.

Teraz wiemy, że w nas nie ma miejsca na złe moce. I nie dopuścimy dalej, żeby się jakieś usadowiły.

*** Dwa zła w sumie nie dadzą jednego dobra ***

Uśmiech przy pracy

05 listopada, 2008 @ 22:26 napisał(a): Beata Kategoria: Uśmiech na codzień.

Jedna z pacjentek, 85 lat, ogląda z rodziną dom starców, do którego ewentualnie miałaby pójść. W kaplicy odkryła tablicę: „Bądź gotów. Pan przychodzi o każdej godzinie”. Panią nastąpiły wątpliwości: „Ja tu chyba nie chcę być, to mi jest zbyt meczące”.

Dziś rano, u pani 92 lata, która już od ok 2-3 lat nie może sama ani iść ani stać, przewożona jest w wózku. Patrzy z łóżka na mnie swoimi niebieskimi oczyma i przemawia przekonywując: „Ach, wie pani, byłam w drodze do miasta, ale był taki deszcz i zmokłam, więc wróciłam i położyłam się do łóżka”.

Ta sama pani (znam ją już 13 lat) ubierała się kiedyś bardzo elegancko, bluzki, kostiumy, broszki. Niestety po ciężkim upadku przed trzema laty musieliśmy przejść na „praktyczniejszą” garderobę i do dziś ubieramy jej wygodne dresy z polaru (i bluzkę pod spód!). Ale na 92 urodziny odstawiłam ją jak kiedyś, w ulubiony kostium. Siedziała zadowolona, gotowa, w salonie na swoim fotelu, złożyła stare przezroczyste ręce na kolanach, ściągnęła usta w dzióbek i powiedziała: „No, teraz mogą wszyscy przyjść. Ale nie mam za dużo czasu”.

Moja babcia, na Mazurach osiągnęła wiek 100 lat i dziewięć miesięcy. Dziękuję, Oma,  za dobre geny! W ostatnie urodziny dostała list gratulacyjny od miasta z tekstem w stylu… „życzymy wszystkiego najlepszego na przyszłość”… babcia była stara, ale ho ho! „No, ten musiał długo myśleć.  Cóż ja mam jeszcze za przyszłość?”

*** Boimy się późnego wieku, jakbyśmy mieli pewność, że go osiągniemy. (George Sand)***

Nasza Klasa (cz.3)

04 listopada, 2008 @ 21:15 napisał(a): Beata Kategoria: Polskie, Z życia wzięte.

Wracam do tematu, który już poruszałam. Ale Nasza Klasa zajmuje mi sporo wolnego czasu, więc co rusz, to przychodzą nowe myśli. Na stronie głównej na dole jest pozycja „Ostatnio dodane zdjęcia”, są to zupełnie przypadkowe profile i zmieniają się po każdym ruchu na stronie. Więc, jak coś wpadnie w oko, to trzeba od razu zajrzeć, np. ładny zachód słońca, urlopowa sceneria, ślub (lubię oglądać, nawet obce). Co też wpada w oko, to są, niestety, wszelkie konta, które mają na celu jedynie erotyczne i pornograficzne profilowanie się. Na pewno nie jestem pruderyjna i nawet ważę się powiedzieć, że żyjemy tu w dużo większej swobodzie, otwartości i tolerancji, niż w Polsce. Ale to, co tam czasem widzę i czytam, to nawet mnie szokuje. Niech sobie każdy żyje jak chce, a seksualność jest sprawą najbardziej intymną i nieobliczalną. Jeden wzdłuż, drugi w poprzek, a trzeci w kratkę, jego sprawa. Tylko Nasza Klasa nie jest areną do pornograficznych występów. Tak jak ja, zaglądają też dzieci na te strony. Dziwić się potem, że nie umieją inaczej o seksie mówić, jak tylko wulgarnie i ordynarnie? U nas nie wolno publicznie pokazywać pornografii i gołych organów płciowych. I dobrze. Nie muszę się obawiać, że mi lody w gardle utkną, kiedy stoję przed wystawą sklepu muzycznego i mogę pani na wyłożonej kasecie  zajrzeć prawie do żołądka (co mi się zdarzyło w jednym polskim mieście na ul. Szerokiej). Sex jest niezaprzeczalnie rzeczą piękną i pikantną, kto nie potwierdzi!?, ale wycofajmy się od pewnego momentu szmyrgniętych zmysłów do sypialni, albo do lasu. Ale nie na NK! Można by na pewno rozwinąć myśli, jakie deficyty muszą mieć te osoby, że zmuszone są do realizowania swoich podniet na każdej możliwej scenie, choćby i NK, bez względu na dzieci, które tam z kolegami wymieniają misie i autka. I, przepraszam, ale my – dorośli też nie mamy przyjemności w wulgaryzmach. Używajmy seksu kiedy, jak chcemy i z kim chcemy, ale nie zmuszajmy innych do brania w nim udziału.

Nie omieszkam takiego konta zameldować do administracji. I moje odczucie nie jest błędne, bo reakcja następuje bardzo!! szybko. Zdaję sobie sprawę, że zaraz zostanie otworzony jakiś  profil o nowej nazwie. Ale każda pojedyncza reakcja, to postawienie akcentu.

*** Sex solą życia!!! Ależ tak!!! Tylko któż widział, żeby się objadać solą? ***

Listy.

04 listopada, 2008 @ 14:21 napisał(a): Beata Kategoria: Uśmiech na codzień.

Rozmowa przy dzisiejszym obiedzie. Przyszły dwa jednakowe listy, do Jurka i do mnie.

– „Ach, to rozliczenie emerytury” myślałam. Dostajemy je corocznie, aktualny stan, żebyśmy naprzód wiedzieli co nas czeka w przyszłości i mogli się już cieszyć. Ale otworzyłam je.

– „Nie. To z ubezpieczenia. Na sześćdziesiątkę wypłacą nam po … Ale pobalujemy, albo kupimy sobie świat.”

Juruś siedzi nad zupką i duma: „To już tylko siedem lat. Jak wypłacą, to kupię sobie rolator. Poutykam tekturkę w koła, pojadę do Polski i zawołam: chłopaki! jezdem! robimy wyścigi w parku?”

( Rolator – chodzik na kółkach, używany przez starsze i słabe osoby do poruszania się w domu i na ulicy. Dla młodszego pokolenia:  kiedyś chłopcy  wtykali tekturę miedzy szprychy rowerowe, co przy jeździe dawało odgłos jak motorek.)

Wszystkich Swiętych.

31 października, 2008 @ 18:32 napisał(a): Beata Kategoria: Aktualne

Jutro jest 1.listopad – Święto Zmarłych.  Tradycyjnie odwiedza się groby, pali świeczki. Pamiętam z dziecięcych lat wyjścia na cmentarz, spotkania rodzinne, łuny od świeczek, które z daleka były widoczne, pamiętam też ten zapach steryny i ciepło od zniczy, które otaczało cmentarze. Tu nie mamy żadnych grobów, ale nasze myśli krążą dziś również  wokół naszych bliskich, których już nie ma z nami.
Nie ma mojego brata. Ostatnio widzieliśmy się na weselu naszej córki, 2005, ale mieliśmy bardzo mało czasu dla siebie. Przed powrotem do Kanady spędziliśmy jeszcze piękny wieczór, my dwoje i Jurek. Opowiadaliśmy sobie różne historyjki, też z dzieciństwa, śmialiśmy się do łez. Nie pamiętam, czy przeżyliśmy kiedyś wcześniej takie godziny, tym bardziej, że wspólnych godzin mieliśmy niewiele. Jako dzieci nie rozumieliśmy się dobrze, dopiero jako dorośli znaleźliśmy wspólny i serdeczny język. Dzieliła nas odległość kontynentów, ale łączyło nas wiele myśli. A o tych, które były inne, mogliśmy otwarcie dyskutować, przeważnie mailami. Kto go znał, ten go nie zapomni. Bo mój brat był INNY.  Można by o nim dużo! opowiadać. Nie wszystko rozumieliśmy, co nam chciał powiedzieć, nie wszystko akceptowaliśmy. Pewnie dlatego, że nie pasował w naszą ramkę. Ale nie był złośliwy, kłótliwy, zachowywał neutralną pozycję. Miał swój wymarzony cel w życiu i wszystkie lata dążył do jego spełnienia. Wierzył w „spirits” w Rocky Montains.

Jarek, zrozumieliśmy motyle, zostaną dla nas na zawsze symbolem…  ale brakuje nam Ciebie.

Myślimy też o tych, którzy są wśród nas, ale uczucia zamarły. Zdarza się w życiu, że sytuacje dzielą ludzi jak rozdroże, co krok oddalamy się coraz bardziej i coraz trudniej znaleźć się spowrotem. Szukamy skrótów, żeby się znów zbliżyć, ale im dłużej się rozchodzimy, tym trudniej odnaleźć tą ścieżkę. Dziś myślimy, czy uda nam się jeszcze kiedyś oziębione serca natchnąć znów ciepłem? Czy nie zdarzy się, że droga przejdzie w wąwóz, a za nami powstanie mur i nie będzie już powrotu? Czy nie będziemy kiedyś stać przed ostateczną i nieodwracalną sytuacją, kiedy ktoś odejdzie? Czy znajdzie się wtedy jeszcze ostatni pień, który wspólnymi siłami zostanie przerzucony między brzegami?  Czy zabraknie już wspólnego języka, żeby się porozumieć i pień przepadnie na zawsze w przepaści albo zmurszeje? Boli, kiedy bliska osoba cierpi.

*** Dlaczego milczeć na temat śmierci? Od niej możemy się uczyć żyć spokojnie i w zadowoleniu. (anonim)***

Zapomniana znajoma.

30 października, 2008 @ 19:37 napisał(a): Beata Kategoria: Polskie

Do zaśnięcia oglądamy chętnie prosty, łatwy, prymitywny, śmieszny (… i co tam jeszcze) program „Voll total” – wycinki z różnych talk show, które gdzieś i kiedyś leciały w programie TV. Dzień się kończy, nie trzeba już myśleć, głowa się powoli wyłącza i program nie zobowiązuje do oglądania do końca. A tematy są bardzo opływowe: kto jest ojcem mojego dziecka, zdradziłem (-łam) kilka razy, ale kocham tylko ciebie, piersi większe czy rozum, co mi daje więcej: shopping czy szkoła, no i szukanie straconych i zagubionych bliskich i dalekich. Tak wczoraj zainteresował nas występ jednej pani, która szukała przyjaciółki z lat młodości, z Górnego Sląska. Drogi ich się rozeszły, bo koleżanka poszła ścieżką kariery piosenkarskiej i kontakty się zagubiły. Poszukiwano panią Karin Stanek. Hej!!! znamy? to ta sama, która za naszych czasów śpiewała „Chłopiec z gitarą”?
No i wyszła na scenę lekko dojrzała (…) rockerka i odśpiewała w studio piosenkę w znanym nam stylu i jej typowym lekko schrypniętym głosem. Tylko tekst brzmiał nam tak codziennie – po niemiecku. Radość z nieoczekiwanego spotkania była wielka, objęcia i łezki i na pewno dużo do opowiadania.
Z ciekawości zajrzałam do googla. No i mamy rozwiązanie. Pani Karin Stanek rzeczywiście żyje w Niemczech od lat siedemdziesiątych, kiedy po zagranicznych wystepach w USA i RFN nie wróciła do kraju. Dopiero po 1989 częściej się znów tam pokazała. Tu śpiewała i nagrywała płyty po niemiecku i angielsku, m.in. też jako Cory Gun.

*** Trzeba słuchać muzyki życia. Większość słucha tylko dysonansów. (Th. Fontane)***

  • Kalendarz

    wrzesień 2024
    P W Ś C P S N
     1
    2345678
    9101112131415
    16171819202122
    23242526272829
    30  
  • Kategorie

  • Archiwa

  • Najnowsze wpisy

  • Słownik

  • Feeds