Dni, których nie znamy.

Myśli, które mnie nachodzą.

Trochę Szwecji.

28 października, 2008 @ 21:32 napisał(a): Beata Kategoria: Wojaże i podboje

Dziś miałam wolny dzień. Co z tym czasem zrobić? Pojechałam do IKEi, bo tam ciepło, sucho, bez wiatru, dużo ładnych rzeczy i kawa za darmo. Chciałam kupić nowy regal na książki, bo w naszym ulubionym pokoju (komputerowym) zrobiło się trochę ciasno na półkach.

IKEA zawsze mnie fascynuje. Nie towarem, ale wyrafinowaną i doskonałą strategią handlową. Przejdźmy się razem przez sklep. Już przy wejściu są toalety, co ciekawe i rzadkie: punkty do przewijania dzieci są w damskiej toalecie i…męskiej! Przecież tatusiowie też przyjeżdżają po zakupy. Średnio małe dzieci możemy od razu po siusianiu oddać do przedszkola, gdzie się mogą kulać w basenie z kolorowymi piłkami. Te mniejsze trzeba zabrać ze sobą, co nie przeszkadza w przygodzie. Wchodzimy na piętro, hala z meblami. Żeby nic nie zawadzało i nie kradło spokoju, nie mamy jeszcze żadnego bagażu (poza własnymi dziećmi), z rączkami w kieszeniach spacerujemy między salonami i sypialniami. Gdyby ktoś koniecznie chciał, to może z wielu koszy wziąć sobie żółtą torbę i parę drobiazgów już zapakować. Oby się jakaś myśl zakupu nie zatraciła! co rusz są piramidki z kartkami i ołówkami, oraz taśmą metrową. OK, rodzina klienta jest na rok zaopatrzona w ołówki, ale miło mieć pamiątkę z udanego zakupu. czytaj dalej →

Wyskok z pracy.

25 października, 2008 @ 17:16 napisał(a): Beata Kategoria: Wojaże i podboje

Tak, jak Jurkowi, udało mi się też dwa dni pracy „zamienić” na urlop. No, przy dużej porcji wyobraźni…

Byłam we Freiburgu, w Schwarzwaldzie, gdzie spędziliśmy przed laty kilka miłych, rodzinnych urlopów, ale tym razem na szkoleniu, w Akademii Caritasu (ośrodek kwalifikacyjny opieki socjalnej i zdrowotnej). Trzeba pakować do głowy, dopóki coś wchodzi i zapełniać wolne miejsca, zanim zacznie się sypać sieczka. Te dni były bardzo intensywne, od 9:00 do 17:00 pilnie chłonęliśmy, co nam kazali.
Ale po zajęciach poszłam sobie na spacer do centrum, zrobiłam parę zdjęć, kupiłam sobie spontanicznie nowa torebkę, przecież dziewczynki potrzebują parę… i trzy godziny raz-dwa minęły.
W pokoju.Wieczorem, (w pokoju, ok 6 m², bez TV) „odrobiłam jeszcze lekcje na jutro”.
Freiburg ma ładne centrum, rośnie tam dekoracyjnie jeszcze więcej palm, niż u nas. Ulice są pocięte kanałami, w których płynie woda i trzeba uważać, żeby nie wpaść i nie pomoczyć butów. Ale tym razem już wodę zakręcili. Na ulicach słyszy się często język francuski, co przypomina fakt, ze granica w pobliżu.

Brama Marcina, wejście do centrum.Deptak handlowy i (suche) kanały.Katedra w Freiburgu.Akademia.Drzewa cytrynowe przed oknem ośrodka.

Wieczory wykorzystałam też na książkę „Mistrz ciętej riposty” (Frankfort, Fanning), którą dostałam na drogę od polskiej koleżanki. Asertywność – to opracowany temat, słowa nie znałam, ale sedno było mi już z wielu źródeł, również zawodowych, znane i stosuję je (ale bądźmy szczerzy, nie zawsze się udaje). Nie znaczy Nie i Tak znaczy Tak, jak dyplomatycznie bronić swoich praw. Polecam.

*** Nauka jest sprawą wielkich. Maluczkim dostają się nauczki. (St. Jerzy Lec)***

Gość.

16 października, 2008 @ 19:22 napisał(a): Beata Kategoria: Uśmiech na codzień.

Nadszedł wieczór, zrobiło się ciemno i chciałam spuścić żaluzje. Ale… coś było w ogrodzie. No proszę! Okrągły, iglasty jeż. Już nieraz widzieliśmy tu jeże i ich pozostałości. Rozdrapują sobie nasze plastikowe worki, do których zbieramy opakowania i rozwlekają śmieci przed domem. O 7:00 rano obraz nocnych orgii wcale nie jest wesoły. Najbardziej lubią chyba wylizywać kubeczki po jogurtach, bo tak fajnie się kulają po chodniku…
Odwiedziny
Ale w ogrodzie prezentował się uroczo. Biedny, pewnie się przestraszył w ciemności zobaczyć tyle błysków, ale przeżył, bez zawału, bo rano go nie było. Dobrze, że jeszcze nie zgrabiłam liści. Teraz pójdą w jeden róg, może zechce jeż u nas przezimować? Mam sentyment do tych istot, może dlatego, że są takie „nieosiągalne”. Przed wielu laty, może 25, przezimowaliśmy malutkiego jeża w mieszkaniu, na wiosnę był zdrowy i dorodny i znajomi zabrali go do dużego ogrodu. A nasza córka miała radochę, bo takiego zwierzątka nikt w przedszkolu nie miał.

*** Na własne śmieci – najlepsza własna miotła. (anonimowe)***

Poranne myśli o młodzieży.

16 października, 2008 @ 17:02 napisał(a): Beata Kategoria: Wyczytane w gazecie, Z życia wzięte.

Dziś w porannej telewizji: ojciec dziewczynki zaskarża po miesiącach! chłopca, bo trafił ją kamieniem  w nos (niespecjalnie!) i spowodował zadraśnięcie. Wydarzenie było tak błahe, że dzieci go nie pamiętają,  bawią się dalej razem i dziś nie rozumieją już o co chodzi. Tatuś robi to oczywiście tylko dla córeczki, bo miała dwa dni ałka… A może mu się przypomniało, że w ten sposób można rodzinną kasę polepszyć o 2000€. W końcu Boże Narodzenie za pasem. Jak te dzieci czują się teraz między rówieśnikami, którzy może boją się z nimi bawić. Szturchnie które w ciu-ciu-babkę i będzie zaskarżone.

„Dzisiejsza młodzież”, kto tego nie słyszał? Kiedyś nie znaczyło to nic dobrego dla nas, dziś jest to nasz wentyl, jutro będą nasze dzieci narzekać. Zawsze były spięcia miedzy generacjami. Oczywiście pomijając własnych rodziców!, bo u nich wszystko było „zupełnie inaczej” (?) … Droga do dorosłości jest długa i trudna, ma wiele zaułków i pułapek. My nie chcieliśmy słuchać rad – przecież matka nie ma pojęcia o czym mówi! Ojciec chciał nam po dobrej myśli zaoszczędzić porażek, ale my woleliśmy nabić sobie własne guzy? Jesteśmy dziś źli, bo nie chcą teraz przemądrzali młodzi NAS słuchać?

„Jestem najlepszą przyjaciółką mojej córki” – niejedna matka mówi tak o sobie, inna myśli, że tak jest. Ale: przyjaciół mają nasze dzieci dosyć, a my bądźmy im po prostu rodzicami, którzy ich kochają, wierzą w nich, pocieszają jak trzeba i dzielą z nimi radość. My jesteśmy portem w tle, do którego zawsze mogą wpłynąć, zatankować, nareperować części i odpłynąć.

Wbrew co-pokoleniowym dyskusjom o rozwydrzonej młodzieży, stawiam inne zdanie: młodzież jest zawsze produktem dorosłych. To dorośli pozwalają na taki rozwój, stawiają i usuwają granice wychowawcze i wydeptują dzieciom drogę. Wczoraj, dziś i jutro. czytaj dalej →

Czas nas zmienia.

12 października, 2008 @ 18:11 napisał(a): Beata Kategoria: Uśmiech na codzień.

Był sobie facet, który dbał o swoje ciało. Pewnego razu stanął przed lustrem, rozebrał się i zaczął je podziwiać. Ze zdziwieniem stwierdził jednak, iż wszystko jest pięknie opalone oprócz jego członka! Nie podobało mu się to, wiec postanowił coś z tym zrobić. Poszedł na plażę, rozebrał się i zasypał cale swe ciało, zostawiając członka sterczącego na zewnątrz.
Przez plażę przechodziły dwie staruszki. Jedna opierała się na lasce. Przechodząc obok zasypanego faceta ujrzała coś wystającego z piasku. Końcem laski zaczęła przesuwać to w jedna, to w druga stronę.
– Życie nie jest sprawiedliwe – powiedziała do drugiej.
– Czemu tak mówisz? – spytała tamta zdziwiona.
– Gdy miałam 20 lat byłam tego ciekawa, gdy miałam 30 lat bardzo to lubiłam, w wieku 40 lat już sama o to prosiłam, gdy miałam lat 50 już za to płaciłam, w wieku 60 lat zaczęłam się o to modlić, a gdy miałam 70 to już o tym zapomniałam. Teraz, kiedy mam 80 lat, te rzeczy rosną na dziko, a ja nawet nie mogę przykucnąć!

*** Starość posiada te same apetyty, co młodość – tylko nie te same zęby (Magdalena Samozwaniec)***

Ze szkolnej ławki

10 października, 2008 @ 22:10 napisał(a): Beata Kategoria: Polskie, Z życia wzięte.

Portal NK jest tak wspaniałym pomysłem, że można by dużo o niej pisać.  Niestety sprzedaż rzuciła cień na zapał uczestników, to było wielkie rozczarowanie. Teraz znów nowość: za dotychczasową usługę „gość” należy płacić. Nie używałam jej od początku, więc wzruszam ramionami, ale to na pewno tylko początek. Czekajmy na następne niespodzianki. Szkoda by było, gdybyśmy kiedyś powiedzieli, że to BYŁ dobry pomysł.

Ale na razie cieszmy się wracaniem do przeszłości, odnawianiem dawnych i zapomnianych znajomości i nawiązywaniem nowych. Ja pokochałam komputer dzięki NK, bo z ciekawości zaczęłam go rozumieć i nabrałam ochoty coraz głębiej go pojąc. Codzienne siedzę przed ekranem, przeglądam własne sprawy, a kiedy mi czas pozwala – studiuje sobie ciekawie różne profile, czytam fora i komentarze. Można wiele wyczytać i stworzyć sobie obraz, kiedy się łańcuszkiem daną osobę przez kilka profili „obserwuje”. czytaj dalej →

Mur padł.

03 października, 2008 @ 17:47 napisał(a): Beata Kategoria: Aktualne, Wojaże i podboje

Dziś mamy 3. 10. 2008 – Święto Zjednoczenia Niemiec. Przed 19 laty padł mur i granica miedzy NRD i RFN.  Pamiętamy jeszcze wszyscy czasy przed upadkiem NRD.  My byliśmy już od kilku lat tu. Bardzo przeżywaliśmy wtedy wydarzenia przygraniczne. Niejedne łzy leciały, kiedy widzieliśmy, jak ludzie z niedowierzaniem przechodzili  na zachodnia stronę, jak tłum padał sobie w ramiona, wschód i zachód zmieszał się w niepowtarzalnej euforii. Jeszcze nie wiedzieliśmy, co nam następne lata przyniosą. Otwarte granice!

Kilka razy przejeżdżaliśmy do Polski tranzytem przez NRD. Nasza córka, wtedy 8-10 lat, też pamięta tą przygnębiającą zastraszającą atmosferę na granicy. Cisza, nikt nie ważył się głośno rozmawiać, śmiechu nie znano. „Połóż się i spij” – to nasze słowa, które zostały jej w pamięci. I uczucie zagrożenia. A my baliśmy się, że dziecko, nie przyzwyczajone do zastraszenia, palnie coś, co służbie granicznej nie przypadnie do gustu. Dostawaliśmy kartkę z czasem przekroczenia granicy, przy dotarciu do przeciwległej granicy  trzeba było kartkę oddać, czas przejazdu trasy był kontrolowany. Nie wolno było nam się nigdzie zatrzymywać. Dlatego nawet toaletę załatwialiśmy przed i po granicy. Tylko raz, po długim postoju na przejściu, córeczka musiała znów. „Dziecko, wytrzymaj, za godzinę jesteśmy u nas”. Ale mały pęcherz nie mógł już wytrzymać, łzy leciały. Musieliśmy zjechać na parking – dwie  minuty na siusianie, a strach przedłużył je w nieskończoność.
Nie zapomnę, jak mijaliśmy kiedyś enerdowski samochód (oczywiście nikt nie ważył się jechać szybciej niż 100) i rozpoznałam w nim dwoje naszych przyjaciół ze studiów, z Torunia, mieszkających w NRD. Pierwszy odruch był kiwać, zwrócić uwagę, potem zjechać na pierwszy parking, wymienić adresy… O nie!!! Jurek mnie na czas pohamował. Dla nas problem, a dla nich może nieobliczalne skutki – za kontakt z zachodnim elementem. Więc patrzyłam jeszcze w lusterku za nimi i pojechaliśmy niezauważeni dalej. Dopiero w 1998 udało nam się nawiązać zagubiony kontakt, ale niestety nasze światy tak bardzo się oddaliły, że po spotkaniu zostały nam miłe wspomnienia, ale tylko jednorazowe.

Dziś nie ma muru. Czasem nas złości, że miesięcznie nam nadal jeszcze odciągają na tzw „solidarność”, czyli na odbudowę wschodu, chociaż miała to być tylko opłata przejściowa. I nie wszystko nam się podoba, co czas w dawnej strefie wschodniej przyniósł. Ale nie ma nic w życiu, co każdego zadowoli.

Dziś nie ma granic. Nie tylko przez NRD, ale i do Polski. Niech nasze dzieci tak rosną i znają tylko otwarty świat. Ale nie zapomnijmy nigdy tych innych czasów – żeby nie wróciły.

*** Nie może być demokracji bez określonych reguł. Wolność nie oznacza, że można się poruszać po niewłaściwej stronie ulicy (Indira Gandhi) ***

Night of the Proms

24 września, 2008 @ 18:25 napisał(a): Beata Kategoria: Z życia wzięte.

Od kilku lat jeździmy w grudniu do Frankfurtu na koncert Night of the Proms. Jest to mieszanka muzyki nowoczesnej z klasyką. Niepowtarzalna atmosfera, około 10 000 ludzi, muzyka w duszy, bo trudno inaczej opisać to uczucie. W nocy po koncercie zaczyna się sprzedaż biletów na następny rok – i tak zaraz po powrocie Jurek siada do internetu i zamawia je, nie znając jeszcze przez wiele miesięcy programu.

Niezapomniany został nam np 2006 występ Ike Turnera (75 lat, rok później zmarł), byłego męża Tiny, na E-gitarze. Ooooo!!!!! Czy sensacja operowa, Tony Henry –  było niemożliwe, żeby się nie zachwycić jego ariami.

[flashvideo filename=https://jarmusz.pl/beata/audio/PC220014.flv /]

John Miles i „Music” – to coroczny hymn programu. Ale kiedy 10 000 ludzi śpiewa  „Land of Hope and Glory” (tekst jest wyświetlony) , to dostaję za każdym razem gęsiej skórki i łzy w oczach. Niesamowite uczucie.

Akurat znalazłam w internecie program na aktualny koncert w grudniu. Będzie Robin Gibb z Bee-Gees!!! Kiedy przyjechaliśmy z Polski do Niemiec, mogliśmy przez kilka tygodni używać samochodu Jurka kuzynki, gdzie słuchaliśmy na okrągło Bee Gees, dlatego ich muzyka zawsze kojarzy mi się z tamtymi czasami. Będą też: 10CC, Dennis de Young (Styx), Tears For Fears, Kim Wilde i Angels Harlem Gospel Choir i inni. Super!

*** Koncert miał dziwnie nieskładne brzmienie: wpierw grały zmysły, potem sumienie (J. Sztaudynger) ***

  • Kalendarz

    wrzesień 2024
    P W Ś C P S N
     1
    2345678
    9101112131415
    16171819202122
    23242526272829
    30  
  • Kategorie

  • Archiwa

  • Najnowsze wpisy

  • Słownik

  • Feeds