10 lipca, 2013 @ 17:44
napisał(a): Beata
Kategoria: Czytam, Polskie
W czerwcu byliśmy w Polsce i w Mrągowie.
No i nareszcie miałam w rękach nową książkę Kasi Enerlich, czwartą część „Prowincji…”, która czekała już na mnie (i drugi egzemplarz dla mamy), zakupiona przez moją niezawodną kuzynkę.
Niestety nie udało się spotkanie z autorką, bo była na dalszych spotkaniach z czytelnikami. Bardzo szkoda. No, ale tak bywa – jeden jest na urlopie, a drugi pracuje. To ja już wolę urlop…
Może w przyszłym roku trafi nam się lepiej.
Długie oczekiwanie zostało nagrodzone.
Czytałam chełpliwie w wolnych minutach. Potem musiały mi się myśli poukładać.
Tę książkę czytałam trochę inaczej. Bo z przypadku udzieliłam się w jej powstaniu, wciągając też moją mamę i nawet jesteśmy w niej uwiecznione. Wielki to dla nas zaszczyt.
To tak jakby siedzieć obok reżysera w czasie nagrania filmu. Wiesz co było nagrane, a nie wiesz, co będzie pokazane. Ja wiedziałam, co mama opowiadała, nie wiedziałam, co Kasia wykorzysta i jak to ujmie.
Nasz wkład do powieści był jeden z wielu – wystarczy spojrzeć na podziękowanie Kasi, bez końca ciągnie się lista osób, które podzieliły się informacjami, pomysłami, przepisami…
Kasia zebrała wszystko po swojemu go kociołka, pokroiła, pomieszała, przyprawiła, podgotowała, odstawiła do przegryzienia się, dodała ziółek – i powstała „Prowincja pełna smaków”. czytaj dalej →
nie ma komentarzy →
30 czerwca, 2013 @ 20:42
napisał(a): Beata
Kategoria: Polskie, Wojaże i podboje
Polski urlop, to koło przez kraj i runda spotkań.
Byliśmy w Częstochowie u mojej szkolnej przyjaciółki – pogaduszkom nie było końca, do nocy.
U mojego taty były, dzięki ładnej pogodzie, posiedzenia pod jabłonką, przy smacznym torciku (podobno za dużo naponczowanym… acha, pewnie dlatego…). Jurek bawił się tradycyjnie… w doktora. Haha, nie co myślisz! Leczył z wirusów taty komputer.
W Mrągowie siedzieliśmy z rodziną i moją kuzynką, z którą spędziłam dzieciństwo, odwiedziliśmy groby, zrobiliśmy wycieczkę.
Nie udało się spotkanie z Kasią Enerlich, która była na dalszych spotkaniach z czytelnikami. No, ale… my na urlopie, ona przy pracy. Zawsze mówię, że urlop jest fajniejszy.
W Toruniu długie popołudnie z dawnymi przyjaciółmi, po kilku latach. Właściwie spotykamy się za rzadko, a tyle do opowiadania.
W luźnej i miłej atmosferze odbyło się inne spotkanie. Nie udało nam się sprostować jednej rzeczy, ale korzystną okazję przeoczyliśmy, a później jakoś już nie podeszło. Szkoda.
W Mrągowie mieszkaliśmy w hotelu Huszcza, bo w Anek nie było wolnych pokoi, więc wzięliśmy ten – sąsiedni hotel. Czysty przypadek. Był to kiedyś pierwszy hotel w mieście, a dziś rozbudowany jest na trzy skrzydła. To najnowsze powstało od września, czyli po naszym ostatnim pobycie w hotelu Anek i wprost przed jego oknami. Wtedy delektowaliśmy piękny widok na jezioro, dziś mają tylko cienki pas boczny na Czos. Szeroki widok ma teraz Huszcza – i ten hotel określiliśmy jako najlepszy z trzech nam już znanych (Molo, Anek i Huszcza). W pokoju 390 byliśmy pierwszymi gośćmi.
Hotel gościł w tym czasie trzy autokary niemieckich „emerytów”. Pozdrawialiśmy się sympatycznym „Guten Morgen”. Ale słuchałam chętnie i miło, kiedy zachwalali piękno Mazur. czytaj dalej →
nie ma komentarzy →
29 czerwca, 2013 @ 15:48
napisał(a): Beata
Kategoria: Aktualne, Z życia wzięte.
Pewnie prawie każdy zna Leonarda Cohen z jego niepowtarzalnym niskim głosem i piosenką „Halleluja”.
Wczoraj byliśmy w Mannheim na jego koncercie. Kochamy jego muzykę. W samochodzie gra mi już od października (ale często nim nie jeżdżę) – tylko córunia go wyłącza, bo mówi, że jego śpiew wprowadza ją w depresję. Matko!!! młodzież!
No, ale trzeba przyznać, że Cohen nie śpiewa dla młodych. Wczoraj też byli tylko tacy… no… dojrzali, jak my. Ale pełno!!
Cohen ma 79 lat i właściwie chciał już odpocząć. Został jednak przez managera oszukany i okradziony i ze względów finansowych wyruszył jeszcze raz na tournee, ale jest to jego ostatni światowy wojaż.
Koncert był ujmujący!!! nie pamiętam, kiedy tak głęboko i intensywnie przeżyłam muzykę – między gęsią skórką a łzami wzruszenia. Trudno mi to ująć w słowa, przeżycie musi pozostać po prostu w pamięci, bez opisu.
ARTYSTA – i tylko na taką formę pisowni zasługuje – pokazał sztukę i klasę, o której wielu nawet nie może marzyć, a niejeden by w ogóle nie zrozumiał.
Śpiewał 3,5 godziny!!!! W tym wieku. Bis trwał pół godziny, a publiczność, która wstała na poprzednie oklaski, już nie usiadła. Tak, jak wszyscy wstali, kiedy wszedł na scenę. Na to trzeba sobie zasłużyć.
Publiczność słuchała koncertu cicho i w skupieniu. Nawet myślałam, że niektóre sekwencje będą śpiewane z chórem 6 tysięcy… Nic, cisza. I wielkie oklaski! czytaj dalej →
nie ma komentarzy →
25 maja, 2013 @ 14:53
napisał(a): Beata
Kategoria: Aktualne, Z życia wzięte.
No, nie!!!
Ale mi się dziś trafiło.
O 6:30 ruszałam do pracy – no, bo tak fajnie w weekend, wtedy poczucie przydatności wzrasta bezgranicznie…
Do zimna się już prawie przyzwyczailiśmy, przynajmniej się nie pocimy, tez fajnie.
„Ist der Mai kalt und nass – fühlt`s dem Bauer Scheun und Fass” – niemieckie powiedzenie: mai zimny i mokry, napełnia stodoły i beczki. Przynajmniej ktoś ma coś z tego – jeszcze fajniej.
Dziś rano były 3 stopnie. Beeee!
Aaaaale! niebieskie niebo i słońce w dali. Oho, będzie ładny dzień?
Cichutko zaciągnęłam drzwi, co by sąsiadów śpiących nie budzić. 20 kroków do samochodu.
Ok, stoi – oj, fajnie! Szyby zaparowane – to nic. Mam ściągarkę gumową, przeleciałam w mig boczne szkła, a przednie weźmie wycieraczka.
Wsiadłam pełna radości na godziny pracy. Pas OK, silnik OK, wycieraczki z przodu Ok… Szszsz – szszsz. Wycieraczki z tylu – szszsz – szszsz. I nadal nic nie widzę.
O rany!!!! ludzie!!! 25 maj, a ja mam na szybach szron.
Wysiadłam zbulwersowana. Drapak w ręku i atak na majowe zabawy zimy!!! Jakoś trzeba do pracy.
Ale głowa się buntuje: no, nieee! to już się nie bawię, szyb nie będę w maju skrobać!!
Jestem OBARŻONA, zabieram szmatki i laleczki i żądam lata!!
nie ma komentarzy →
30 kwietnia, 2013 @ 22:40
napisał(a): Beata
Kategoria: Wojaże i podboje
Wschód świata jest nam jeszcze nieznany. Po Emiratach w zeszłym roku, ruszyliśmy tym razem dalej w Azję, na Sri Lankę – dawny Cejlon. Ale nazwa Cejlon pozostała nadal dla herbaty i banku.
Dużo czytaliśmy, oglądaliśmy w internecie – wszystko już „zwiedziliśmy” przed wyjazdem. Wreszcie ruszyliśmy.
Haha, z przesiadką w Dubaju – nigdy byśmy nie myśleli, że tak szybko tam wrócimy.
Osiem dni objazdowego zwiedzania kraju i osiem byczenia się nad morzem.
Grupa – poznaliśmy się dopiero na miejscu – 12 osób, była dość homogeniczna, 6 par w naszym wieku, mały autokar.
Trzy osoby opiekowały się nami: kierowca – a styl ruchu jest bardzo inny od naszego, świetny przewodnik – tubylec, który dużo i ciekawie opowiadał, a ja sobie robiłam notatki, żeby podzielić się z Wami informacjami w albumie (i samej nie zapomnieć) i jeszcze serwis-boy, który otwierał nam drzwi, pomagał wysiąść z autokaru, wydawał wodę, dekorował siedzenia codziennie kwiatkami, leciał z biletami do kas.
W czasie objazdu nie zmienialiśmy codziennie hotelu, tylko nocowaliśmy w trzech – co dało więcej spokoju, zaoszczędziło czasu pakowania, rozdzielania pokoi, wymeldowania itd.
Tegoroczna zima dała wszystkim nam w d…. Chociaż my jesteśmy rozpieszczeni i mimo zimna, wiosna u nas szła na siłę (przed wyjazdem kwitły już drzewa migdałowe), to jednak bardzo się cieszyliśmy na obiecane (prawie) równikowe 35 stopni. Co tam, urlop, to i upał pół biedy.
O rany!!! to było chyba piekło… tylko ładniejsze. 30 – 35 stopni i 85% wilgotności zatykało dech i moczyło ciuchy, ale szybko wyłączyliśmy wszelkie estetyczne odczucia. Mokre plamy, no i co? Wszyscy tak wyglądali. Jednak ciekawe, że nic nie było czuć. Pociliśmy się, klamoty schły i nosiliśmy dalej. Ot, egzotyka. czytaj dalej →
2 komentarze
29 marca, 2013 @ 14:06
napisał(a): Beata
Kategoria: Aktualne
Spotkanie dwóch papieży, aktualnego i emerytowanego – wydarzenie możliwe po raz pierwszy od 600 lat – mamy za sobą. No… nasi papieże, ale właściwie cały świat.
Zdjęcia, filmy obleciały media.
Franciszek cieszy się wielką sympatią i to silnie rosnącą. Ludzie chwalą go za prostolinijność, skromność, bliskość do wiernych i ludności.
I zaskakuje nas wciąż na nowo.
Na spotkaniu z Benedyktem doszło znów do niespodziewanej sytuacji – zaskakujące w swojej prostocie.
Obaj dostojnicy wkroczyli do kaplicy na wspólną modlitwę. Benedykt wskazał swojemu zwierzchnikowi honorowy klęcznik przed ołtarzem, a ten ruszył do pierwszej ławki. Jeszcze widać było bezradny powstrzymujący chwyt Benedykta, ale Franciszek pociągnął go za rękaw za sobą. „Jesteśmy braćmi”. I tak klęczą obaj obok siebie, jak równi.
Wizja kościoła, która została uwieczniona. Jakoś mnie to wzrusza. Nie, żebym miała bliski stosunek do Kościoła – ale właśnie dlatego, że wiele mi się nie podoba w instytucji stworzonej przez człowieka i dalekiej od Boga, oglądam wszystko z zaciekawieniem.
Już czytałam zdania, że to wszystko na pokaz…
Nie myślę. Weźmy tę sytuacją. Każdy gość najpierw przyjmie automatycznie wskazane mu miejsce. Dopiero po chwili zacznie myśleć, dlaczego tu?, czemu nie obok tego? a mogłem…
Franciszek zareagował „z brzucha”, w momencie, bo taki jest z natury, taki ma charakter i styl bycia.
To nie jest grane i dlatego jest takie piękne. I ludzie go coraz bardziej podziwiają i kochają. czytaj dalej →
nie ma komentarzy →
22 marca, 2013 @ 7:27
napisał(a): Beata
Kategoria: Aktualne
No to mamy nowego papieża.
Benedykt abdykował – dobrowolnie z powodu słabego zdrowia. Taka jest wersja, niektórzy interpretują inaczej.
Nie czuł się już na siłach, by godnie i odpowiedzialnie wykonywać urząd papieski.
Pierwszy szok się ułożył w głowach. Jak to? przecież to jest dożywotnie? a poprzedni papież musiał wytrzymać do końca!!! (musiał?)
Wbrew pozorom, Benedykt otrzymał ze wszystkich stron, wiernych, innych, jak i osób kościelnych, pełne uznanie za odwagę i podjęty krok.
Wszystkie oczy skierowały się na Watykan.
I nagle nikt nie mówi już o dożywociu, tylko „na czas nieokreślony”.
Benedykt zrobił tym jednym ostatnim krokiem, wielki krok w kierunku zmian. Oddzielił urząd od osoby. Pokazał, że Papież też jest tylko człowiekiem.
Innego znaczenia nabrało teraz publiczne umieranie Jana Pawła II. Wiem, że urażam teraz uczucia jego miłośników. Ale ja nie przeczę jego wielkości! ani zasługom! – nie o nim tu piszę. Jednak pracuję ze starymi i chorymi ludźmi, pielęgnuję na co dzień tych, którzy jeszcze długo nie są w takim stanie, jak on, trzymając do końca swoją pozycję. Więc wiem (zwykła profesjonalna wiedza), że był na koniec tylko już kukłą wystawioną na pokaz… przez innych. czytaj dalej →
nie ma komentarzy →
24 lutego, 2013 @ 11:27
napisał(a): Beata
Kategoria: Czytam, Polskie
Nowa książka Kasi Enerlich „Prowincja pełna smaków” ukazała się na półkach polskich księgarni. Widziałam już zdjęcia czytelników w internecie.
Moja już telefonicznie załatwiona i będzie czekała na mój tegoroczny przyjazd na Mazury. Dwa egzemplarze muszą być, dla mnie i dla mojej mamy.
Tym razem oczekujemy tego wydania ze szczególną ciekawością, bo trochę się przyczyniłyśmy. Gdzieś na nowych stronach przeplotą się przeżycia mojej mamy. Zajrzyj na atrykul: https://jarmusz.pl/beata/?p=2704
Ciekawe w jakiej formie, co Kasia użyła, jaka postać przeżyje je ponownie?
Już się cieszę na polski urlop! A czas tak szybko mija… jeszcze tylko trochę pracy, skokiem do Azji, będzie wiosna, przyjdzie lato i już będziemy się pakować! Ze smakiem mazurskiej prowincji na języku.
nie ma komentarzy →