Dni, których nie znamy.

Myśli, które mnie nachodzą.

Żona księdza.

20 lipca, 2008 @ 19:02 napisał(a): Beata Kategoria: Wyczytane w gazecie

Przeczytane 19.07.08 w WAZ – gazeta w Gladbeck.

„Ksiądz, katolik, mąż, ojciec”.
Na świecie jest ok 300 katolickich żonatych księży.
Informacja bardzo mnie zainteresowała, bo należę do tego wielkiego grona ludzi, którzy są przeciwko celibatowi. Uważam to za sprzeciw ludzkiej naturze, nie widzę żadnego uzasadnienia, dlaczego żonaty ksiądz miałby gorzej służyć Bogu. W Kościele Ewangelickim funkcjonuje rodzinna forma i kościoły tez są pełne. Nie chcę tu dalej rozwijać moich myśli, ale rzeczywistość daje do myślenia: ile jest dzieci ze związków z księdzem, ile jest wypadków napastowań dzieci i młodzieży – te niestety prawie zawsze w zakresie kościoła katolickiego, ilu księży (może nawet dobrych) odchodzi z kapłaństwa, bo miłość i odpowiedzialność wobec rodziny jest głębsza niż przymus celibatu.
Ale spowrotem do artykułu. Ksiądz z rodziną? Jest to możliwe, jeżeli ewangelicki pastor konwertuje do Katolicyzmu. Konieczne jest papieskie błogosławieństwo i dyspensa z celibatu. Artykuł opisuje księdza Peter Moskopf, 25 lat małżeństwa, troje dzieci, który został jako ksiądz w swojej nowej katolickiej gminie otwarcie przyjęty i zaakceptowany.
W Niemczech jest ewangelicko-katolicki podział w poszczególnych Landach rożny. W Hesji jest pól na pól. Tzn. wszędzie trafia się na obie konfesje, „podzielone” rodziny i mieszane małżeństwa są codziennością i nie sprawiają nikomu problemu. Katolik i Ewangelik siedzą obok siebie w jednym i drugim kościele np. na ślubach, chrztach i pogrzebach. Wzajemny respekt umożliwia dobre wzajemne kontakty.
Gazetę z Gladbeck zabrałam sobie, bo ten tekst chętnie jeszcze kilka osób przeczyta.
A może znajdą go kiedyś wnukowie i powiedzą: o czym tu mowa, przecież celibat już dawno zniesiony.

*** Czyż nie jest dziwne, że ludzie chętnie walczą o religię, a tak niechętnie żyją z jej zasadami? (anonim) ***

Czytam „Viva Polonia”

13 lipca, 2008 @ 16:42 napisał(a): Beata Kategoria: Czytam, Polskie

Podczas ostatniego spaceru przez księgarnię, wpadł mi w oko tytuł „Viva Polonia”. Przekartkowałam i szybko wiedziałam, że zaraz zacznę ją czytać.
Steffen Möller, znany w Polsce kabaretysta z „Europa da się lubić”, opisuje okiem gastarbeitera – jak siebie nazywa – Polskę, ludzi, mentalność, zwyczaje. Już dużo o nim słyszeliśmy w kraju, mój ojciec go chętnie ogląda. Po kilku stronach odnalazłam już potwierdzenie własnego zachowania, kiedy jeszcze żyliśmy w Polsce, wobec obcokrajowców. Tak właśnie, jak opisuje Steffen, szokowaliśmy każdego obcojęzycznego już w pierwszych minutach np. Szczebrzeszynem.
Książka napisana jest lekkim reporterskim stylem, trafnie, ironicznie, humorystycznie, po prostu sympatycznie. Ciekawi mnie, jak obcokrajowiec odbiera Polskę. Jego obserwacje otwierają nam oczy na oczywiste elementy codzienności.
My przyjeżdżamy od wielu lat, prawie 30, tylko gościnnie do kraju, do codziennego życia nabraliśmy dystansu, wiele zmian widzimy skokowo (np. co rok), widzimy je, bo nie rozwijaliśmy się z nimi, jakbyśmy oglądali film co 10 minut. Wracamy do kraju naszych korzeni i obserwujemy go z boku, „okiem obcego”.
Swoi, a jednak już nie. Ta książka odświeża nasze wspomnienia, spojrzenie, poczucie związania z Polską.
Polecam ją czytelnikom polskim, na pewno ukaże się krajowe wydanie. A może już dawno jest, tylko ja jestem za księżycem.

*** Każdy rodzaj literatury jest dobry, z wyjątkiem nudnego. (Wolter) ***

Przy pracy.

08 lipca, 2008 @ 22:40 napisał(a): Beata Kategoria: Uśmiech na codzień.

  • Zajechałam do dobrze mi znanego pacjenta wcześniej, niż mnie oczekiwano. Żona otworzyła drzwi: „Matko Boska!”. „Ja nie Matka Boska, ja siostra z Caritasu”.
  • Miałam przejąc kąpiel pacjenta, 85 lat, który mnie już znał z opieki nad jego siostrą. Wyczułam, że kąpiel nie była mu bardzo po myśli.
    „Majtki też zdjąć?”
    „No pewnie, przecież ja chcę Pana myć, a nie prać bieliznę”. Jednak pan był nadal niepewny:
    „A wróbelka też będziemy myć?”
    „Będziemy”.
    Zaczął się tłumaczyć i ciągle wracał do tematu: bo tam na dole to już nie ma życia, wszystko martwe.
    „Kiedyś to on był orzeł, a dziś to nawet wróbelek nie pofrunie. Nic się nie rusza”.
    „No nie szkodzi, ja tu jestem do mycia, a nie do ruszania”. Pan wreszcie się odprężył i zaśmiał.
    „A wspomnienia ma Pan chociaż ładne?”
    Błysk w starych oczach. „Oj tak!!!”
    Chodziłam do niego jeszcze 5 lat. Problem martwego wróbelka już go nie męczył.
  • Dziś: pani, 97 lat, pisarka i poetka, wiele publikacji, „stara panna” – zawsze się dziwiłam, skąd miała tyle pomysłów na swoje miłosne wiersze…
    Układała pasjansa. „Tą damę może Pani położyć tu na króla” podpowiedziałam. Spojrzała na mnie spod oka: „Kobiety nie leżą na mężczyznach”.
  • Pani, 91 lat, demencja. Rano zawsze ją budzę. „Oh, jak ja się tu dostałam?”. „To jest Pani sypialnia. Ania Panią wieczorem tu położyła, a teraz jest rano i ja Panią budzę”. „Oh, taka jestem ci wdzięczna, że mnie tu znalazłaś”.
  • Pracujemy przy elektrycznie podnoszonych łózkach, całe podjeżdża na wygodną wysokość do góry. Pilot jest przeważnie w zasięgu ręki, żeby pacjent mógł sobie wygodnie ustawić podgłówek.
    Pan, mieszka sam, ja wchodzę do domu z kluczem.
    W sypialni nie wierzę moim oczom: mój pacjent znajduje się wraz z łóżkiem na wysokości moich oczu i patrzy na mnie z góry. „No nareszcie! Na pomoc! Sufit na mnie spadł”.
    Pan po prostu za długo naciskał pilota, łóżko podjechało do góry i pilot wypadł mu z ręki. Biedny, spędził noc „pod sufitem”.

Diament z popiołu.

08 lipca, 2008 @ 21:03 napisał(a): Beata Kategoria: Wyczytane w gazecie

W dzisiejszej gazecie czytałam, że szwajcarska firma przerabia prochy z kremacji na diamenty.
Nie była to dla mnie nowa informacja, ale nie wychodziła mi z głowy.
W Niemczech jest przymusowe pochowanie zmarłych, ale jest coraz więcej rożnych możliwości. Kremacja jest bardzo powszechna, a urna musi spocząć na oficjalnym miejscu. Może to być już istniejący grób, albo ściana dla urn (mamy też nową w Heppenheim). Są też lasy cmentarne, jest taki 15 km od nas, prochy są zakopane pod drzewa, teren nie różniłby się od normalnego lasu, gdyby nie małe tabliczki na pniach.
Sceny z amerykańskich filmów „dziadek się wysypał”, są u nas teoretycznie niemożliwe. Dlaczego teoretycznie? Bo chcący człowiek zawsze znajdzie jakąś możliwość, żeby przepis ominąć. czytaj dalej →

Przy pracy.

04 lipca, 2008 @ 16:12 napisał(a): Beata Kategoria: Uśmiech na codzień.

  • Miła starsza pani, 91 lat, powiedziała mi: „Mój syn dziś na mnie nakrzyczał”. „Oh!, dlaczego?”. „Nie wiem, już zapomniałam. To ma też dobre strony, jak się wszystko zapomina” – uśmiech spod przymrużonych oczu.
  • Ta sama pacjentka – była parę dni bez zębów (protezy u dentysty). Musiałam coś zrobić przy stopach, a pani jest bardzo wrażliwa, każdy dotyk odczuwa jako ból. „Ja będę ostrożna, a Pani zaciśnie zęby, tak?”. „No przecież nie mam zębów!!”.
  • Inna pacjentka, (89, demencja) widziała przez lekko otwarte drzwi łazienki, że ktoś przeszedł. „O, tam ktoś jest”. „Tak, to Pani mąż”. „Nie, to obcy”. „Jak Pani mąż ma na imię?”. „Nie wiem”. „Karol? Jan? Erwin?…”. „Nie. Josef. Josef!! Jak masz na imię?”.
  • Idę z pacjentem do łazienki, żona idzie za nami i bardzo dużo mówi. Pan wszedł do łazienki i silnym ruchem pchnął za sobą drzwi. Przestraszyłam się: „Powoli! Przecież by Pan żonę uderzył!”. ” No i co z tego, niech sama uważa”.

Słoik urlopu.

02 lipca, 2008 @ 19:56 napisał(a): Beata Kategoria: Wojaże i podboje

Po co robimy urlopy? Żeby wypocząć? Odskoczyć od codzienności? Żeby zobaczyć coś nowego? Żeby przeżyć coś miłego? Żeby….?
Żeby delektować trochę luksusu?
Co to jest luksus? Czasem mogą to być bardzo proste rzeczy, które lubimy, a do których normalnie nie mamy dostępu. Już na pierwszym naszym urlopie w Dominikańskiej Republice zasmakowałam w dżemie z guayaby ( bardziej znana jako guawa). Trzy razy już tam byliśmy. 50 dni z mojego życia. 50 razy śniadanie: jajecznica, dżem i smaczny chlebek. Cały rok czekałam ostatnio i cieszyłam się już na zapas na mój dżem, już go czułam na języku. Jedno spojrzenie przy śniadaniowym bufecie – i już wiedziałam: jestem szczęśliwa, jest guayaba!! Żeby przedłużyć sobie smak urlopu, kupiłam tam cztery słoiki tego dżemu. A co się jeszcze zabiera z urlopu? Muszelek tam nie było, ale ciekawe kamienie koralowe. I przed zamknięciem walizki wpadły jeszcze dwie ostatnie butelki piwa dominikańskiego z minibaru – dla zięcia.
Walizki były ciężkie, ale bez złych myśli postawiliśmy je na lotnisku na wagę. Dotąd spotkaliśmy tam tylko miłych ludzi, ale pan przy okienku był be-be. Naliczył 6 kg nadwagi i podsunął nam cennik, 19€ za kilogram. Oh!!! Coś było też na kartce o VATie, ale nasz hiszpański zero, a angielski słaby, więc nie wiedzieliśmy, czy VAT już jest wliczony, czy jeszcze dojdzie.
Jak teraz zięciowi to piwo nie będzie smakowało! Albo mnie ten dżem!!
Czas leci, otworzyłam już ostatni słoik. Smakuje dalej, jak na urlopie. Jurek nic w nim nie może specjalnego wysmakować, no i dobrze! Wszystko dla mnie. „Cenę” już dawno zapomnieliśmy. A codzienne śniadanie? Jak urlop. No prawie… bo już o 6:00, a potem zamiast na plażę, to do pracy. Ale moi pierwsi pacjenci mówią, że jestem taka rześka i świeża już z samego rana.
Co się dziwić? Przecież ja prosto z urlopu!!

*** Możliwe, że praca nie jest rzeczą przyjemną, ale gdzieś przecież trzeba rano pójść ***

Dojrzałe wino…

27 czerwca, 2008 @ 21:17 napisał(a): Beata Kategoria: Aktualne

Cały rok czekaliśmy na dzisiejszy dzień, kiedy zaczyna się w Heppenheim tzw „Weinmarkt”, czyli dni wina. Zabawa trwa 10 dni, od 20:00, cała starówka zamienia się w zatłoczony festyn, tysiące ludzi z okolicy i z daleka, budy z jedzeniem – starczy do pęknięcia, tutejsze wino – kilkanaście gatunków, kilka miejsc z muzyką i tańcami – dla każdego coś. Wszędzie spotyka się znajomych – to plus małego miasta, grupy siedzą razem (koledzy z pracy, kluby, panie z kręgielni i chłopcy ze stadionu) na ławach, albo stoją w kółko i tarasują przejście. Rozsądni piją wino mieszane z wodą (tzw. szorla), bo starczy na dłużej i następny dzień jest łatwiejszy. Szklanki 250ml, napełnia się w każdym punkcie, można usiąść albo iść dalej. czytaj dalej →

Nasza Klasa

22 czerwca, 2008 @ 21:03 napisał(a): Beata Kategoria: Polskie, Z życia wzięte.

Od kilku miesięcy bawimy się na portalu Nasza Klasa. Jak narkotyk ogarnęło nas szperanie w przeszłości i odnajdowanie zakurzonych przeżyć i fotografii. Z kawałków układamy mozaikę, która tworzy coraz to piękniejszy obraz. Ile poczty przeszło już między miastami, państwami i kontynentami! Dawne znajomości się odnowiły, nowe się nawiązały. Nawet z osobami, które były co prawda w pamięci, ale jako dzieci nie mieliśmy wiele kontaktów – dziś, jako dorośli, dojrzali, rozrzuceni po całym świecie rozwiązujemy szeroką pocztę i wymianę myśli, aż miło przeżyć, co z nas zrobił czas. Ciekawe jest też, jak inni nas wspominają, po tylu latach (nawet 40), objawiają się nowe aspekty i informacje, których się o sobie nie wiedziało, albo nie były nam świadome. Cieszy, ze niektóre rzeczy się powtarzają, choć dane osoby się nie znają.

Niestety według aktualnych informacji, NK została sprzedana we wschodnie ręce. Nowy właściciel na pewno będzie poufnie obchodził się z naszymi danymi (…), ale na wszelki wypadek redukujemy informacje o sobie i przechodzimy na pocztę mailową. Bardzo bym chciała nadal pozostać na portalu, bo lubię ten czas przed ekranem, wspólny z moimi znajomymi.

Zobaczymy, co czas dalej przyniesie.

*** Przeszłość podobna jest do zwierciadła, w którym każdy rad się przegląda (Legatowicz) ***

  • Kalendarz

    wrzesień 2024
    P W Ś C P S N
     1
    2345678
    9101112131415
    16171819202122
    23242526272829
    30  
  • Kategorie

  • Archiwa

  • Najnowsze wpisy

  • Słownik

  • Feeds