Polska 2013
Polski urlop, to koło przez kraj i runda spotkań.
Byliśmy w Częstochowie u mojej szkolnej przyjaciółki – pogaduszkom nie było końca, do nocy.
U mojego taty były, dzięki ładnej pogodzie, posiedzenia pod jabłonką, przy smacznym torciku (podobno za dużo naponczowanym… acha, pewnie dlatego…). Jurek bawił się tradycyjnie… w doktora. Haha, nie co myślisz! Leczył z wirusów taty komputer.
W Mrągowie siedzieliśmy z rodziną i moją kuzynką, z którą spędziłam dzieciństwo, odwiedziliśmy groby, zrobiliśmy wycieczkę.
Nie udało się spotkanie z Kasią Enerlich, która była na dalszych spotkaniach z czytelnikami. No, ale… my na urlopie, ona przy pracy. Zawsze mówię, że urlop jest fajniejszy.
W Toruniu długie popołudnie z dawnymi przyjaciółmi, po kilku latach. Właściwie spotykamy się za rzadko, a tyle do opowiadania.
W luźnej i miłej atmosferze odbyło się inne spotkanie. Nie udało nam się sprostować jednej rzeczy, ale korzystną okazję przeoczyliśmy, a później jakoś już nie podeszło. Szkoda.
W Mrągowie mieszkaliśmy w hotelu Huszcza, bo w Anek nie było wolnych pokoi, więc wzięliśmy ten – sąsiedni hotel. Czysty przypadek. Był to kiedyś pierwszy hotel w mieście, a dziś rozbudowany jest na trzy skrzydła. To najnowsze powstało od września, czyli po naszym ostatnim pobycie w hotelu Anek i wprost przed jego oknami. Wtedy delektowaliśmy piękny widok na jezioro, dziś mają tylko cienki pas boczny na Czos. Szeroki widok ma teraz Huszcza – i ten hotel określiliśmy jako najlepszy z trzech nam już znanych (Molo, Anek i Huszcza). W pokoju 390 byliśmy pierwszymi gośćmi.
Hotel gościł w tym czasie trzy autokary niemieckich „emerytów”. Pozdrawialiśmy się sympatycznym „Guten Morgen”. Ale słuchałam chętnie i miło, kiedy zachwalali piękno Mazur.
Mrągowo jest coraz piękniejsze. Im jestem starsza tym głębiej tak czuję. Ale Jurek tez się coraz bardziej w moim miasteczku zakochuje, tym bardziej, że ostatnie lata poznaje je w urlopowym nastroju z coraz to innych kątów. Tym razem poszliśmy wieczorem na dość długi spacer jeziorną promenadą do plaży i nowego amfiteatru z uroczą kawiarnią. Tam wypiliśmy piwko, z widokiem na miasto. Jurek tak się rozochocił, że chciał wracać „naokoło” Czosu. O rany! człowieku, co ci dolali do piwa???
I wycieczkowy dzień sobie zrobiliśmy, z kuzynką, na Krutyni. Słoneczny dzień, ptasi świat, piękne widoki cichej mazurskiej rzeczki. Jest podobno najczystsza w Europie i łabędzie mają nawet do 13 brzydkich kaczątek – siedem sami widzieliśmy. Widzieliśmy też pierwszy raz gągoły – kaczki, które wylęgują wysoko na drzewie i zrzucają pisklęta do 20 metrów na dół, potem zbierają je do kupki i wędrują rządkiem do wody, widzieliśmy to kiedyś na filmie.
Zakończyliśmy obiadem w Gałkowie „U Targowiczan” – najlepszy adres w tym rejonie!! I dają kogel-mogel. Znasz jeszcze ten prosty smakołyk z dzieciństwa?
Hotel Molo (pisałam 9.07.11) … chcieliśmy mu dać szansę, poszliśmy na piwo. Niestety nic się nie zmieniło, gości mało, a gorączkowy personel nadal nie widzi ich potrzeb. Młodemu panu z napisem „Uczę się” Jurek poradził, żeby zmienił miejsce, bo tu się niewiele nauczy.
Nieładny incydent był też, niestety. Siedzieliśmy w Anek (dla odmiany) na tarasie, nad samym jeziorem, poniżej przebiega droga dla pieszych i rowerów. Oprócz nas byli przy wszystkich stołach Niemcy. Już z daleka słyszeliśmy głośne krzyki „Niemcy! Deutschland! Heil!”. Zeby to rozumieć, nie trzeba znać polskiego.
Grupka młodzieży z butelkami, dwie dziewczyny i trzech chłopaków – jeden tak upity, ze ugiął się w kolanach i go posadzili na ławce pod samym tarasem. Dziewczyna powtarzała wesoło swoje okrzyki parę razy, stojąc 10 metrów od nas i popijając z butelki.
Było nam wstyd!!!
Głupia dziewczyno, widocznie ci alkohol rozum wypłukał. Może jak wytrzeźwiejesz, to pojmiesz jaki wstyd przynosisz takim zachowaniem swojej ojczyźnie – ty patriotko jedna.
W Toruniu mieszkaliśmy w hotelu Spichrz. Spaliśmy już w wielu pokojach w różnych zakątkach świata, ale jak weszliśmy do pokoju 308, to nas zatkało.
Takiego zwariowanego pokoju nie mieliśmy. Pomijając, że czujesz się jakby przeniesiony 300 lat wstecz – jest to dawny szwedzki spichrz z 1719 roku, ciemne niskie stropy, grube belki pod sufitem, stylowe urządzenie. W naszym pokoju ciągnął się dalszy korytarz do baszty z oknem na Wisłę, fotelami i linami połączonymi z żurawiem, który był nad naszym stolikiem i piętro wyżej. Tam siedziałam sobie wieczorami przy laptopie i patrzyłam na odbicie księżyca w pełni w Wiśle. Ten korytarz był dość niski, tak około pół głowy brakowało Jurkowi, więc musieliśmy się zawsze schylać.
Sam hotel z innymi pomieszczeniami – restauracja, różne sale, warto było „zwiedzić” jak jakiś stary zamek. Niesamowitą atrakcję wybudowano dla turystów w tych starych murach.
„1231” z zeszłego roku – starszy niż zamek krzyżacki, był już super, ale Spichrz pobił wszystko!
Kuchnia też godna polecenia, chociaż tylko raz jedliśmy tam z przyjaciółmi kolację. Ale śniadania były bardzo dobre i odpowiadały absolutnie naszemu oczekiwaniu.
Toruń oferował (chyba specjalnie dla nas) Dni Torunia i Noc Świętojańską. Słuchaliśmy na rynku muzyki Piwnicy pod Baranami i Grechuty – nasze młodzieńcze lata, aż się zrobiło nostalgicznie i ckliwie… Kupiliśmy fajne rzeczy na stoiskach: drewniane łyżki do woka dla sąsiada (za „szczekanie” w domu), sobie drewniane talerze, bo bardzo nam się podobał pomysł tak serwowanego grillowanego mięsa, nowe portmonetki, dla mnie chustę z jedwabiu i filcu – jeszcze nie wiem, gdzie ją ubiorę, ale jest czymś zupełnie wymyślnym i oscypka.
W Noc Świętojańską (nawet były fajerwerki nad Wisłą!) było bardzo gorąco i głośno z ulicy i bulwaru, nie moglismy spać. Jurek pętał się między łóżkiem a żurawiem, chciał nawet iść na spacer. Wstrzymały go uliczne okrzyki pijusów – „jeszcze by mi nalali”. Słusznie, tą samą myśl miałam. Jak na Sri Lance – tam małpy, a tu pijani – wielka różnica?
Często są dyskusje w internecie (i nie tylko): Polki to najpiękniejsze kobiety… Jasno znów mówię: NIE!! Absolutnie nie!
Dzięki pięknej pogodzie dużo siedzieliśmy w ogródkach i świadomie przyglądaliśmy się przechodzącym paniom. Były ładne i brzydkie, interesujące i nieciekawe, wypielęgnowane i zaniedbane, szczupłe i grube (w leginsach 38). I takie „O Matko Boska!”.
Jeden wystrzałowy smaczny egzemplarz widzieliśmy w Toruniu. Matkoooo!!! tyle perfekcji od natury w jednej kobiecie!!! Z przodu i z tylu, z twarzy i z pupy, do tego na wysokich szpilkach, w których pani pięknie umiała chodzić i o nogach, które naprawdę warto było jeszcze szpilkami przedłużyć. Oboje chętnie popatrzyliśmy, aż znikła za rogiem – ja ze szczerym podziwem, a Jurek się oblizał, pewnie mu tylko tłuszczyk z pierogów kapnął…. Wow!
A reszta to po prostu zupełnie zwykle kobiety. Nic w nich piękniejszego od innych Europejek. Tyle ładnych i brzydkich widzę na niemieckich (mogą być i inne) ulicach też.
I Ty również, jeżeli tylko szczerze otworzysz oczy.
Zauważyliśmy w każdym mieście, że jest dużo szkół językowych. Dobrze, bo świat się otwiera (w różny sposób i różnymi drzwiami), nie zaszkodzi znać języki. Ciekawe, że akurat to też podjęła Kasia Enerlich w swojej nowej książce i dała Martinowi założyć w Mrągowie taką nową szkołę.
W tym roku widocznie jest moda na skurcze, bo co moment słyszeliśmy reklamy w Radiu RMFFM o suplementach diety na skurcze – i do tego te nagrane głupie rozmówki (nawet pani nie mogla przejść przez ulicę, bo w nocy ma skurcze, ??)… Jak nasza reklama, beeee. No, ale handel się kręci. Ciekawe, co będzie w przyszłym roku dolegało?
Przed odjazdem słyszeliśmy już w nocy wielką ulewę. I to jaką!! Wisła spłynęła z deszczem prosto do Bałtyku. Po 10 dniach pięknej pogody niebo płacze, bo odjeżdżamy…
Jazda była bardzo mecząca, wymagająca najwyższej koncentracji, aż daleko za Berlin. Samochody zalewały się wzajemnie wodą od góry i z boków. Dopiero teraz, przez głębokie kałuże i wysokie fontanny było widać, jak nierówne są ulice. Niepewność przysparzało nam wspomnienie niektórych dziur w jezdni, które na sucho widać i można ominąć, ale zatopione w wodzie stają się niewidoczne.
Dobrze zajechaliśmy, a w domu słońce 🙂
Pozostają zdjęcia, wspomnienia i pierogi na biodrach. Teraz juz tylko zjemy wszystkie kamyczki, ptasie mleczka, śliwki w czekoladzie, chałwy… i zabierzemy się znów za nasze linie.
Więcej zdjęć i opowieści będzie w albumie.
Uroda to weksel honorowany na całym świecie za okazaniem.
G.G. Casanova