Porzucić codzienność.
Praca jest piękna, wzbogaca, czasem nawet bogaci, podnosi poczucie własnej wartości, gwarantuje kontakty socjalne, wzmacnia osobowość … pewnie jeszcze coś. Praca ma też wiele innych dobrych aspektów: fajrant, wypłata, podwyżka, wolne, urlop… Ja jeszcze nie mogę sobie wyobrazić na stałe (np. emerytura) być bez pracy. Gdybym wygrała w toto-lotka (pomarzyć można), nie rzuciła bym mojej pracy, bo ją zbyt lubię, ale bym zredukowała godziny, może pól etatu, albo trzy-czwarte? A na razie mam jeszcze tylko 5223 dni do zasłużonego wypoczynku.
Ale o wiele bardziej niż pracę, kocham urlop!!!!
W piątek był mój ostatni dzień. W biurze uregulowałam wszystko przed odejściem, nie szkodzi, że na to poszła godzina. Co tam, wszystko przecież po to, żeby 14 dni nie myśleć o pracy. Co w tym fajnego? Wieczorem siedzieć i nie myśleć o godzinie, bo rano nie będzie dzwonił budzik. Położyć się do łóżka i …nie nastawiać budzika. Rano się obudzić i mieć jeszcze czas pomyśleć: wstać? poleżeć? przeciągnąć się? obalić się na drugi bok? Nie jestem śpiochem, ale być wydartym ze snu o 5:45, albo o 7:00 stwierdzić „o, już nie śpię” – to wielka różnica!!! Mój osobisty luksus jest wziąć kawę i gazetę i wrócić do łóżka, aż wszystkie wiadomości wyczytam. Mogę to zrobić tylko w wolny dzień – jaka rzadkość!!
Większość tych 14 dni spędzimy z Jurkiem w Alpach. Takie wyskoki są ważne. To nie tylko okazja do pozbycia się trochę pieniędzy, czasem nawet dużo. Razem coś planować i realizować, nazbierać wrażenia i wspomnienia w tobołek, który się potem przez następne miesiące ciągle otwiera i zagląda, odskoczyć od codzienności, domowej rutyny, komputera, TV, telefonu, przyzwyczajeń, przeżyć parę dni zupełnie inaczej niż w domu (po powrocie nabiera się nowego winkla), spojrzeć na siebie w innym świetle, wzionąć siebie w innej atmosferze, odkryć się na nowo – to jest pielęgnacja nie tylko zdrowia, ale i partnerstwa. W takich warunkach nabiera się nawet znów ochoty na odświeżenie małżeństwa… No, mówię: kocham urlop!
*** Dobrane małżeństwo – kiedy oboje w tym samym czasie odczuwają potrzebę kłótni. (Jules Renard) ***
3 września, 2008 o 0:02
Jeśli o tak banalnej sprawie (czy urlop po kilku dziesiątkach lat pracy jest banałem?) jak urlop, ktoś pisze tak interesująco jak szanowna blogitka, to to należy stosownie nazwać. Nic specjalnego nie przychodzi mi na myśl, jedynie jedno słowo: TALENT.
Łatwość wypluwania z siebie słów pisanych, tylko tak można ocenić.
I oceniam. Może ktoś widzi to inaczej. Ja tak. I kij mu w d…ę, jeśli ów nazwie mnie liżytyłkiem!
To napisałem ja – Ostrysz.