Twoje, moje, cudze
Nasze dzieci – moje, Twoje – rosną w pokoju i dobrobycie. Nie znają wojny, strachu, głodu. Mama i tatuś starają się, żeby wszystko było dobrze, żeby nic nie brakowało, żeby dziecko czuło się kochane i bezpieczne i miało port do zawinięcia.
Czy nie jesteśmy szczęśliwi, że możemy naszym dzieciom dać taki byt?
Jesteśmy jeszcze szczęśliwsi, kiedy to doceniają (ale większość potrafi).
Są też rodziny, gdzie panuje zła atmosfera, gdzie dzieci nie mają beztroskiego dzieciństwa. To jednak inny temat, innym razem.
Wczoraj w TV był pan, który opowiadał o patronacie nad dzieckiem z Dominikańskiej Republiki w ramach organizacji Word Vision (w linku zewnętrznym jest więcej informacji w różnych językach, a może ktoś uzupełni po polsku?).
W Dominikańskiej Rep byliśmy już trzy razy. Byczyliśmy się w karaibskim luksusie, otoczeni serdecznymi, zawsze uśmiechniętymi ludźmi, których praca w turystycznych pałacach tak mało ma wspólnego z ich życiem, jak nasze jabłonie z palmami.
Czemu nie dołożyć jakieś cegiełki do kraju, który tak lubimy?<
Przez Wioski Dziecięce SOS przejęliśmy przed kilku laty taki właśnie patronat. „Nasz” czarnoskóry Manuel ma dziś 10 lat, mieszka w Santo Domingo, w wiosce Los Mina. Przejeżdżaliśmy autokarem niedaleko.
Patronat SOS funkcjonuje tak:
– patron płaci 30 Euro miesięcznie na imienne dziecko, albo 25 Euro na wioskę. Można też więcej. Darowaną sumę podaje się do rozliczenia podatku, więc na koniec wcale nie jest tak dużo.
– można sobie wybrać kraj, kontynent, dziewczynkę, chłopca, albo pozostawić organizacji wolny wybór.
– patronat jest niezobowiązujący, w każdej chwili można go zakończyć, gdyby własna sytuacja finansowa się pogorszyła. Każde dziecko ma kilku patronów, więc projekt jest zagwarantowany.
– nie zobowiązuje do osobistych kontaktów – ale można dziecko odwiedzić (w ustalony termin), pisać, tylko odwiedziny u patrona są z góry wykluczone. Po co? pokazać lepsze życie i odesłać spowrotem? a może by co który oczekiwał więcej wdzięczności? Ja myślę, że nie trzeba tej pomocy nadawać osobistej nuty.
– celem jest umożliwienie społecznie słabym dzieciom nauki, spokojnego dzieciństwa, zwalczenia problemów we własnym kraju, ułatwienie startu w dorosłe życie.
– raz w roku przychodzi aktualne zdjęcie i informacje o rozwoju i osiągnięciach dziecka. Manuel jest grzeczny w szkole (haha, jakby był bałaganiarz, to akurat by napisali!), chce być później policjantem (o, normalny chłopak), lubi ruską sałatkę. Wiecie, co w Dominikańskiej Rep jest ruska sałatka? To nasza polska sałatka jarzynowa (no, prawie), której nie brakuje na żadnym polskim stole! To nie niewiedza dominikańskich kucharzy, tylko wpływ ruskiej turystyki. Widocznie R. są przekonani, że to ICH sałatka. Spotkałam się też z przepisem na „russischen Salat”. I teraz mamy pytanie, kto z nas się myli?
Wszędzie są ludzie, którzy chętnie oddają jakąś sumkę na dobroczynne cele. Niestety w wielu przypadkach nie wiemy, gdzie nasza pomoc ląduje. Może 70 procent ginie w młynie wielkiej administracji, albo jakiś dyrektor stworzy sobie własne imperium, czy korupcja potrzebującego kraju je strawi.
System patronatu pomaga, a cel pomocy ma oczy i uśmiech, jest dotykalny.
Obojętnie przez jaką organizację pomożesz, SOS-Wioski Dziecięce, World Vision, obie funkcjonują jednakowo, a na pewno są jeszcze inne.
Dziś jest u nas Red Nose Day – krajowa akcja zbierania datków przez prominentów, na cele pomocy dzieciom w trudnych sytuacjach. Organizatorzy cieszą się z każdej sumy, nawet 5 Euro (to pewnie teraz 1 paczka papierosów).
Człowiek wart tyle, ile może pomóc drugiemu.
(ze starego zdjęcia mojego ojca, wtedy młodego lekarza)