Umilić codzienność
Jurek nie pisze, więc ja muszę robić za dwoje. Nie jest leniwy, tylko zajęty. Ostatnio spędza dużo dni na szkoleniach, jest szkolony i szkoli innych, co związane jest znów z wielodniowymi wyjazdami. Ja się bawię w słomianą wdowę i jak mnie jego, czy moja praca wk… to sobie mówię: inni nie mają pracy, im jest często gorzej. O!
I tu trafił się fajny artykuł w dzisiejszej gazecie: jak uniknąć pourlopowego syndromu? tej zapaści w codzienność, kiedy po urlopie trzeba znów do pracy, ale męczy nas ból głowy i niechęć.
Już samo słowo „urlop” uważam za jedno z najpiękniejszych, dlatego oddajemy mu się aktywnie i z uwielbieniem, kiedy tylko to możliwe. To jest jeszcze gorętsze hobby niż komputer i fotografia.
Artykuł przeczytałam i… nie dowiedziałam się nic nowego, ale z zadowoleniem stwierdziłam, że wskazaną drogę udeptaliśmy sobie już dawno (bez mądrego artykułu).
– Żeby uniknąć urlopowego bluesa, nie należy z lotniska wracać prosto do biurka.
Ha! Od lat staramy się tak ułożyć urlop, żeby mieć przed i po jeszcze 2-3 dni wolne, żeby odetchnąć, odnaleźć się znów w domowych obowiązkach, przejrzeć zdjęcia, rozpakować się, odespać przesuniecie czasu, może by się jeszcze pobawić dopóki urlopowy nastrój panuje…
– Dobrze jest zabrać sobie do pracy jakąś pamiątkę, zdjęcie, tło na monitorze, ubrać przywieziony ciuszek, odegrać w samochodzie nową muzykę.
A my? Po każdym urlopie zmieniamy nasze tła na aktualne zdjęcia z ostatnich wrażeń, po pracy opracowujemy nasze strony, które kosztują nas jeszcze wiele godzin wspomnień. W domu dochodzą nowe elementy dekoracyjne, fajnie po pracy wrócić. Ja przywożę sobie prawie z każdego wyjazdu jakiś naszyjnik, a pacjenci chętnie pytają (skąd te muszle, bursztyny) i już jest rozmowa o urlopie (jestem „ta siostra z naszyjnikami”).
– Ugotować coś z wakacyjnej kuchni, wypić plażowy koktajl?
Ok, każdy to zna: na urlopie zachwycamy się smaczkami, zabieramy sobie je do domu… a efekt ulatnia się chyba w podróży. We Francji smakuje Pernod, a w domu traci swoje walory, Tequila sunrise smakuje mi w domu też, ale to już tylko słaba podróbka karaibskiej plaży.
– Artykuł proponuje jeszcze pójście na kurs tańca, jeżeli na urlopie tańczyliśmy chętnie salsę, albo pobiegać przez park, jeżeli nam to wzdłuż plaży sprawiało przyjemność…
My rozwinęliśmy jeszcze jedną super-metodę, żeby sobie umilić powrót do codzienności i jej przetrwanie: cieszymy się na następny wyjazd.
Lubimy daleko naprzód planować urlopy. Jest to też konieczne, żeby w pracy skoordynować urlop z kolegami. Ale wybrać urlop na czas, przedłuża nam przyjemność radosnego oczekiwania o wiele miesięcy. Wiemy wtedy, gdzie go spędzimy, czytamy, co nas tam oczekuje, to budzi ciekawość, co chcemy zobaczyć – dzisiejszy internet otwiera nam drzwi na cały świat. W Holiday-check można poczytać wypowiedzi gości o wybranym hotelu, obejrzeć zdjęcia, w google-earth zapoznać się z resortem i okolicą. Robiąc to na czas, znajdujemy w spokoju, czego szukamy. Już samo kartkowanie katalogu, przeglądanie internetu, wprowadza nas w urlopowy nastrój. No i nie zapominajmy o rabatach za wczesne rezerwacje! to hojne kieszonkowe na dwa tygodnie!
A jak decyzja i rezerwacja (wykup) zapadnie, to potem tylko liczyć miesiące i tygodnie i marzyć nowe marzenia, których realizacja jest już tylko sprawą czasu.
Na razie czekają nas we wrześniu Alpy, szlaki w pocie czoła, kilometr za kilometrem, widoki na szczyty… Hotel zamówiliśmy już w marcu, ten sam pokój, co w zeszłym roku. Czas tak szybko minął i już trzeba się niedługo pakować. Tym razem będziemy wymieniać z córką i zięciem wędrówkowe wspomnienia , bo oni są w tym samym czasie w Norwegii.
A żebyśmy nie dostali po powrocie powakacyjnego syndromu, to już wiemy, gdzie będziemy na wiosnę 2010. Znamy nasz hotel, plażę i pool, pokój i restauracje. Już mentalnie przeszłam „naszą” plażę – uwielbiam godzinne spacery wzdłuż brzegu. Wiemy, że w hotelowym parku chodzą wolno flamingi i pawie („do pokoju na parterze może wejść duży ptak”), małpy wpadają czasem do pokoi i … kradną, o pokojowych eskapadach legwanów nikt jeszcze nic nie pisał, pewnie wolą się wylegiwać w słońcu, niż gonić turystów. Nawet znamy już miejsca w samolocie, który nas na dwa tygodnie przeniesie na białą plażę i do miejsc kultury Majów. Jukatan, lecimy!!!
Jak na huśtawce, ledwo jedne wspomnienia bledną, to rozwija się nowe oczekiwanie, ciekawość i rośnie niecierpliwość. A żeby nam czas między wyjazdami szybciej minął, to pracujemy sobie trochę…
A może nasze zadowolenie pochodzi ze świadomości, że obecny luksus pozwolenia sobie na coroczny urlop (albo dwa i trzy) nie jest ani oczywisty ani darowany. Cieszymy się, że tak jest i cenimy sobie nasz los, który nam pozwala na kilka beztroskich tygodni. A gdyby kiedyś przyszły czasy, że nie będziemy mogli podróżować, to otworzymy „nasz plecak” i będziemy sobie oglądać przeżyte skarby, które tam nazbieraliśmy przez lata.
***Dobre wspomnienia stanowią cząstkę naszej moralności. Biada temu, który nie ma dobrych wspomnień.***