Zum Inhalt springen


…chciałbym wam coś opowiedzieć… - Wszystkie podobieństwa do osób oraz wydarzeń istniejących w rzeczywistości jest niezamierzone i zupełnie przypadkowe.


Niezrozumiany?

Dostałem wczoraj odpowiedź na mój ostatni artykuł o miłości i nienawiści. Nie chcę go narazie publikować, by nie zdradzić i nie spalić pseudonimu komentatora.

Trzy i pół roku minęło od ślubu mojej córki.

Trzy i pół roku nieporozumień między mną i moim domem rodzinnym.

Trzy i pół roku nadziei i rozczarowań.

Trzy i pół roku prób rozwiązania tej sytuacji listownie, czy też osobiście. Niestety w naszych listach wyszukiwane było to, co się podobno (?) znajdowało między wierszami i mogło być odczytane negatywnie. Osobiście udało się nam podczas tych trzech i pół lat tylko raz spotkać – spotkać w sterylnej restauracji, bo na więcej nikt z was się nie zdobył. Podczas kilku pozostałych podróży, nie udało się nam otrzymać zaproszenia do domu, a wprost przeciwnie, powiedziano nam, żebyśmy nie przyjeżdżali.

Trzy i pół roku podczas których byliśmy obrażani, moja żona i ja, przez młodych i starszych członków rodziny.

Trzy i pół roku przemiany mojego przywiązania do rodzinnego domu, poprzez niechęć aż do dzisiejszej obojętności.
Nie chciałem w tamtym czasie za dużo pisać, gdyż moja pisemna reakcja na blogu byłaby na pewno bardzo subiektywna i niesprawiedliwa. Teraz, gdy pogodziłem się z rzeczywistością, staram się obiektywnie jak tylko mogę, opisać minione lata widziane moimi oczami. Na pewno tu i tam użyję w tekście cytatu z listów, emaili, czy też z rozmów telefonicznych. Nie chcę nikogo sądzić, chcę tylko moją wersję tych minionych zdarzeń spisać, żeby kiedyś ten rozdział zakończyć.

Trzy i pół roku nie dano mi szansy na rozwiązanie tego konfliktu, kazano mi tylko milczeć. Każdy kto w podobnej sytuacji był, wie, że można się „zamilczeć” na śmierć.

Trzy i pół roku nikt nam nie powiedział: dlaczego tak się stało.
Od tamtego czasu mam problemy z sercem, w międzyczasie doszły do tego wrzody dwunastnicy, a ponieważ chcę jeszcze długo i zdrowo pożyć, muszę to co zacząłem doprowadzić do końca. Muszę to wszystko „wykrzyczeć” z siebie. Nie oczekuję już od nikogo z was miłości. Moja miłość przemieniła się powoli w obojętność, ale gdyby ktoś chciał powiedzieć słowo przeproszenia, za wszystkie obraźliwe słowa użyte przeciw nam w internecie lub w korespondencji do nas, to byłbym w stanie na jakiś czas moje pisemne refleksje ograniczyć, a może nawet zupełnie zaprzestać.

Trzy i pół roku byliśmy gotowi kogoś przeprosić, ale chcieliśmy wiedzieć kogo i za co.

Jest pośród domowników jedna osoba, w rękach której leży szansa, by się wszystko w miarę ułożyło (telefonicznie przekazałem moje zdanie o tym kilkakrotnie, niestety bez jakiegokolwiek rezultatu). „Ułożyło” i „uciszyło”, bo nie oszukujmy się, tak jak kiedyś już nigdy nie będzie.

Autor:
Jurek - 7 lutego 2009 o 23:40
Kategoria:
Sprawy rodzinne i ...
Tags:
 
Trackback:
Trackback URI

« Miłość… nienawiść… – (3) Gdzie jest mój dom? »

Brak komentarzy

No comments yet.

Sorry, the comment form is closed at this time.