Zum Inhalt springen


…chciałbym wam coś opowiedzieć… - Wszystkie podobieństwa do osób oraz wydarzeń istniejących w rzeczywistości jest niezamierzone i zupełnie przypadkowe.


Ostatni list.

Jak już wspominałem w artykule „(4) Gdzie jest mój dom?” publikuję tu nasz ostatni list do rodziców, którym chcieliśmy zakończyć wszelkie nieporozumienia. Od 21.10.2006 (daty wysłania listu) minęło dwa i pół roku… i nieporozumienia pozostały. Moja gotowość do zgody z rodzicami (Beatki oczywiście też) jest w dalszym ciągu aktualna. Warunkiem tego jest jednak znak dobrej woli ze strony mojej mamy. Tacie dziękuję za wszystkie starania, czy otwarte – czy ukryte, dla zmiany tej sytuacji.

W liście zmieniłem tylko pisownię imion niektórych osób.

Kochani,

Piszemy ten list do Was. Wiele słów kierujemy do Jo**, ale pozostawiamy to Waszej decyzji, czy list przeczytacie razem.

Cały czas byliśmy zdania, że wesele nie jest odpowiednią okazją do ponownego spotkania się. Za bardzo wróciłyby wspomnienia, powstały porównania. Za dużo niedopowiedzianych zdań.
Dlatego byliśmy gotowi jechać 1000 km, żeby w osobistej rozmowie spróbować pozbyć się tego balastu, który chyba nas wszystkich obciąża. Widzieliśmy w tej podróży szanse, żeby się w styczniu spotkać. Tym bardziej, że Mama w Wielkanoc powiedziała, że „jak będziemy chcieli, to możemy kiedyś porozmawiać”.
Niestety Mamuś, odmówiłaś.
Czy milczenie jest naprawdę lepsze dla Twojego zdrowia? Można wciąż brać krople na żołądek, albo raz zwymiotować…
Boli, że wolałaś zrezygnować z naszego przyjazdu na wesele, zamiast z nami porozmawiać. Jednak należymy do rodziny i chcielibyśmy też wiele innych osób spotkać. Dlatego chcemy się po raz ostatni wypowiedzieć, co osobiście było niemożliwe. Oczyśćmy głowę, żeby w styczniu móc stanąć obok siebie.

Iz*, telefonowałaś z Korą. Ona by chętnie przyjechała, przecież choćby na odległość – jednak rosłyście razem. Ale sami nie przyjadą, jak wiesz, bo się boi, że nie jest dość sprawna w polskim, żeby jakieś pytania, uwagi albo rozmowy o jej weselu prawidłowo zrozumieć, wyczuć, odpowiedzieć albo wybronić. Powiedziała Ci to szczerze. Że Ty nie masz zamiaru poruszać tematu negatywnie, to Ci wierzymy, choćby dlatego, że będziesz sobą zaabsorbowana. Ale możesz mówić tylko za siebie. Twoja propozycja, przyjazdu dwa dni wcześniej, żeby porozmawiać, jest nie do przyjęcia. Skoro teraz, 4 miesiące wcześniej, rozmowa była niemożliwa, to chyba nie myślisz naprawdę, że w przeddzień Twojego ślubu, byśmy poruszali ten temat? Masz się szykować, cieszyć, planować, będziesz miała dość innych myśli, miłych i dość własnego stresu. Koncentruj się na siebie samą i na Twoje wesele. To będzie teraz Twój dzień i Twoje przeżycia. Życzymy Ci szczerze, i Twoim rodzicom, żebyście zachowali milsze wspomnienia.
Iz*, my zawsze staliśmy po Twojej stronie, w wielu rozmowach mówiliśmy to, co Jurek napisał – dajcie Iz** obrać jej drogę, ufajcie w jej decyzje. Twoja korespondencja do nas, bardzo nas rozczarowała.

Nie chcieliśmy, Mamo, Ciebie sadzić – jak mówiłaś, tylko porozmawiać. O nas, o Was. Chcieliśmy Was zobaczyć, poopowiadać sobie, ale oczywiście też poruszyć temat wesela, które jest przyczyną naszych problemów.
Mamy wrażenie, że rzecz odbywa się przede wszystkim, między Jo**, Ja***** i nami. Ale boli, że tak szybko się nas „pozbyliście”, bo raz nie tak fajnie funkcjonowaliśmy jak zawsze. Że podpisaliście się pod Jo** słowami. Że nie powstrzymaliście Ja***, chociaż Was informowaliśmy, co do nas pisze (w nadzieji, ze nie dzielicie jego słów). Iz* to nazwała „podaniem ręki”, a nasze wszystkie kroki „zaczepianiem”. Jakbyśmy stracili wspólny język.

My nie wiemy, jak to jest mieć troje dzieci. Mamy tylko jedno. I ta, najdroższa naszemu sercu osoba, miała mieć „najpiękniejszy dzień”. Byliśmy nerwowi, w stresie, niepewni, czy wszystko się uda. Chcieliśmy, żeby wszystko było perfekt. Zdajemy sobie sprawę, że byliśmy raz i drugi niecierpliwi i nerwowi, że może kogoś przeoczyliśmy, czegoś nie dopatrzyliśmy. Kilka momentów byśmy chętnie cofnęli. Ale czy to nie było w naszej sytuacji normalne i zrozumiałe? Czy tak trudno było się w nas wczuć? Niechby każdy tylko jedno dobre słowo powiedział… Jo** pewnie podczas ślubu Iz* nieraz o nas pomyśli. Ale będzie miała rodziców i dzieci u boku, każdy coś powie, zrobi, weźmie za rękę, podtrzyma na duchu… Nic innego my nie oczekiwaliśmy, tylko zrozumienia i dodania otuchy. A zamiast RODZINY dojechało nam 11 gości.

Rok minął. Te przeżycia nas tu jeszcze bardziej spoiły. Daleko od rodziny, mamy tylko tu nas, czworo.
Usłyszeliśmy wiele obrażających słów, od Jo**, Ja**, nawet Iz*. (Iz*, Jurek w rozmowie z babcią nie! użył słowa gówniara). A my mieliśmy być cicho i milczeć. Nawet największy przestępca ma prawo wypowiedzieć się do zarzutów. A te poznaliśmy dopiero z Jo** listu.
Czuliście się naszymi słowami urażeni. Ale nie te słowa były przyczyną, tylko DLACZEGO były pisane. Szkoda, że nie odpowiedzieliście już na pierwszy list. Może wtedy Ja*** by tak dużo nie pisał. Może byśmy nie pisali drugiego listu. Może by Jo** słowa nie były takie złośliwe.

B: Szkoda, że raz przynajmniej nie zadzwoniliście do Jurka. Jo** – znanymi Ci słowami – prosiłam Mamę: „zadzwońcie do Jurka, on tak czeka na jakieś słowo od was” – … nikt nie zadzwonił. Przecież nawet się nie mogliście z synem i bratem pożegnać. W chorobie zostać samemu, z poczuciem, że rodzinę to nie interesuje – to jest gorzkie doświadczenie, które nas dziś zmieniło. Następne miesiące, kiedy nie wiedzieliśmy już co będzie z nim dalej, kiedy gorzko płakał i w sens dalszego życia zwątpił, lekarze ciągle pytali o problemy i stres, bo innego wytłumaczenia na ataki nie mieli. Dziś jest dobrze, Jo**, nie musicie już pytać o jego zdrowie. Jedno takie zdanie rok temu, może by wiele zmieniło.

J: Mamuś, czujesz się moimi słowami urażona. Nie było to moim zamiarem, powinienem był dobrać inne słowa. Wyraziłem je w trosce o zdrowie tatusia. Przecież chcemy wszyscy, żeby pozostał zdrowy. I inne rzeczy… Jak je wymówiłem, to zostałem sam. Szkoda, że ta osoba, co w wesele do mnie płakała, albo osoba, która do Beaty na tarasie się skarżyła, albo inna w Toruniu – milczą. Teraz wiem…

Dużo nam Jo** napisała, też w Waszym imieniu, a my mieliśmy milczeć. Dziś po roku, dla naszego własnego spokoju i zdrowia, wracamy do Waszych listów i na niektóre rzeczy odpowiadamy. Resztę zostawmy. Wy macie swoje zdanie, my nasze – to jest zawsze subiektywne. Wymiana zdań byłaby dobra, ale dobra wola musi być po obu stronach. Tu nie będzie następnej okazji. Piszemy, żeby zamknąć ten dział, nie chcemy też żadnej odpowiedzi na ten list, od Ja*** też nie. I nie chcemy też przy możliwych następnych spotkaniach żadnej rozmowy na ten temat, wg Waszego – i teraz też naszego – życzenia.

Po raz pierwszy źle się u nas czuliście – a co było tym razem inaczej? Dotąd przyjeżdżaliście w 2-3 osoby, my braliśmy urlop i poświęcaliśmy pełną uwagę gościom. A teraz? W centrum naszej uwagi była para młoda, reszta uwagi dzieliła się na 11 osób + Jarek + wiele wydarzeń + 80 innych gości. Czy rzeczywiście jechaliście do nas z oczekiwaniem, że będzie tak fajnie jak zawsze?

Sprzedaliście maszynę – żeby sfinansować podróż i prezent? Naprawdę? Co mieliśmy z tą wiadomością począć? To by było bardzo nierozsądnie, przecież to podstawa Waszej egzystencji. A Kora by się też ze 100€ cieszyła, bo czekała na Was, a nie na pieniądze. Jo** ma taką pracę, wiec musiała zamknąć zakład. Jak my do Was jeździmy, to musimy wziąć odliczone dni urlopu. Czy Wam kiedyś wymówiliśmy, że nam ich w innym czasie brakuje?

!!! Wesele zostało zorganizowane i sfinansowane przez parę młodą. (Jo**, to nie miejsce na mowę o honorze). Zrobili takie, na jakie ich było stać. Można się łatwo zrujnować przez wesele, albo realistycznie przemyśleć własne możliwości. Oni woleli zrezygnować z prezentów, życzyli sobie gotówkę. Pokryli z tego część kosztów i pojechali sobie do Barcelony. Dlaczego tak było, czy i ile kto dołożył, to nie temat do rozmowy z Wami – jako gośćmi. Przyjmijcie to po prostu tak do wiadomości.
Tu można też – tak jak w Polsce – iść do restauracji, ale można też przy kotle zupy fajrować – wszystko jest ok, możliwe i praktykowane. Oni obrali środek, formę, która tu jest bardzo popularna i przyjęta. Starali się, cieszyli, szykowali, planowali, dekorowali… My pomogliśmy, a co wspólnie przeżyliśmy w tym czasie, to nasz skarb, nie do wyrażenia, w euro i złotych. Tego nam nikt nie weźmie. To był bardzo piękny, niepowtarzalny czas, dla nas i dla pary młodej. Przykro im, że rodzina tak dużo miała do krytykowania. Dlatego długo nie chcieliśmy, żeby się o tym dowiedzieli. Chcieliśmy im możliwie długo zaoszczędzić rozczarowania, aż się wspomnienia mocno utrwaliły. Pocieszają ich pochwały innych gości. Wesele nie odpowiadało polskim zwyczajom? Nie szkodzi, przecież byliście w Niemczech. Polskie wesele zrobi Iz*. (Ale uważajcie: kupcie jej inną wódkę, bo ta którą nam przywieźliście – jej nie smakowała.)
Bufet i papierowe obrusy? Taki tu zwyczaj. Za 5 lat będą w Polsce też, poczekajcie jeszcze trochę. Poza Wami nikt się nie dziwił. U nas w domu zawsze też tak jest, jak mamy dużo gości, bufet jest w kuchni i papierowe obrusy na stole – i nadal tak będzie, a goście od lat chętnie przychodzą. Na weselu wódka nie stała na stole, palenie było na zewnątrz – bo tak sobie para młoda życzyła. To ich święte prawo. Kto chciał to się napił.
Na podobanie się nie ma gwarancji. Wy też jej nie będziecie mieli, Jo**. U Was będzie jeszcze więcej zwyczajowych i językowych inności, niż u nas. Jesteś pewna, że wszystkim się będzie podobało? Że wszyscy będą się dobrze czuli? I że nikogo nie przeoczycie? Czy macie tylko taką nadzieję? My też ją mieliśmy.

J: Co do Ku**: nikt nie neguje jego ideologii i wychowania. Macie troje udanych, mądrych dzieci, zawsze to mówiliśmy. Ale u nas nie ma zwyczaju obnaszania symboli ideologicznych. To nam się też nie podobało na Wasze 25- lecie, ale czy coś powiedzieliśmy? Zaakceptowaliśmy, bo to Wasz zwyczaj. Czy widzieliście coś u naszych gości? Ku** chyba by się sam źle czuł. Jako gospodarze mieliśmy prawo sobie tego nie życzyć, dyskusja była niepotrzebna i wtedy bym głosu nie podniósł. To było po myśli Kory (była przy rozmowie) i Christiana.

Nudziliście się i nie rozumieliście (to jak będzie u Iz*?) – St***** się dobrze bawił, dziękujemy Ci St*****, goście wspominają pozytywnie chociaż „szwagra z Polski”. Dzieci ożyły po północy (szkoda, że tego już nie widzieliście) i opuściły wesele jako ostatni!! goście, więc nie mogło być tak źle. Achim, Rüdiger, Lissy, Jupp, Martin próbowali rozmowy z rodzicami, ale każdy odniósł wrażenie, że nie byliście rozmową zainteresowani. My nie mieliśmy czasu, żeby się Wami dużo zajmować – chyba zdawaliście sobie z tego sprawę – ale myśleliśmy, że jesteście w dobrych rękach, z rodziną, z Ja*****, wszystkimi wnukami, których też przecież dawno nie widzieliście. Czy to tak źle, że Ja*** Wam coś tłumaczył?

B: St*****, czy naprawdę czułeś się prze ze mnie ustawiany i przeganiany? „Surowe” video pokazuje inne obrazy (i wiele!! innych, które wcale nie pasują do Jo** listu…). Dużo myśleliśmy, jak rozwiązać sprawę zdjęć. Byłby afront dla Was gdybyśmy zamówili kogoś, ale chcieliśmy też, żebyście pozostali gośćmi. Dlatego WASZĄ propozycję robienia zdjęć chętnie przyjęliśmy. Zapłaciłam za to wysoką cenę… Jo**, z powodu naszych zdjęć nie będziesz musiała już nigdy płakać.

Nam idzie najlepiej finansowo – po co te słowa o rachunkach i papierach? Przecież dotąd też ich nigdy nie potrzebowaliśmy. Szczerze się cieszyliśmy, jak Wam się coś udało, jak Wam dobrze szło.
My mamy najtrudniejszą drogę za sobą. Wy żyliście 20 lat z rodzicami, dzieliliście bieżące koszty, Mama z poświęceniem pomagała Ci przy dzieciach, nie musiałaś pracować, przejęcie zakładu ułatwiło Wam egzystencje. Ja*** wprowadził się na gotowe, całe lata nie musiał pracować, a Fri*** pomagała jeszcze przy dzieciach i w domu. My pracujemy od 25 lat, Korę wychowaliśmy bez pomocy. Co dziś mamy, to sami wypracowaliśmy. Od jednej walizki. Daj Boże zdrowia, żebyśmy dalej mogli pracować i nadal czasem sobie na coś pozwolić. Dlaczego tak często był wspominany nasz urlop? Nie pijemy, nie palimy, w domu i wokół siebie robimy wszystko sami, własnymi rękoma, za to jedziemy na urlop. Czy to miejsce, żeby mówić o honorze?
My prowadzimy normalne przeciętne życie w Niemczech. Ale zawsze się cieszyliśmy, że Wam lepiej szło niż przeciętnej polskiej rodzinie.

Ślub ekumeniczny, ewangelicki kościół –zdajemy sobie sprawę, że to było dla Was nowe. Ale my żyjemy z tym na co dzień. Połowa ludności jest ewangelicka, połowa katolicka. Wiele uroczystości odbywa się w obu kościołach w ekumenie. Ostatnio siedziałam w naszym kościele, na mszy ku pamięci dwóch zmarłych koleżanek, było nas z pracy 3 katoliczki i 4 protestantki.
Szanujemy Dom Boski, ale się go nie boimy. W kościele katolickim tak samo by się odbyła uroczystość, byłyby te same świeckie piosenki, byłyby te same oklaski i też byśmy się głośno śmiali z Christiana pomyłki. Pewnie by była Ave Maria, ale na ślubach, gdzie dotąd byliśmy, nie podawano komunii.

Nie ma tu zwyczaju poprawin. Tylko przyjezdnych oczekiwaliśmy jeszcze na pogawędkę, przecież nie było na to wiele czasu w wesele. Myśleliśmy, że ten dzień spędzimy też miło z Wami.

B: po weselu była ciężka atmosfera. A co zrobiliście, żeby była lepsza? Ani słowa o weselu, a to przecież powinien był być główny temat. Rozeszliście się po piętrach. Mamę „złapałam” na schodach: „gdzie jesteście, chodźcie na dół”. Nie było mi przyjemnie, Korze i Christianowi też nie, jak jego rodzice wieczorem przyszli, a Wy siedzieliście u góry.
Jak Jurka zabrano do szpitala, zostałam sama, w obawach, w strachu, myślami przy nim. Weszłam do kuchni – Mama i Jo** wyszły, weszłam na taras – rozmowa ucichła. Czułam się we własnym domu bojkotowana przez własnych gości. Wieczorem ożyłam, jak ktoś przyszedł? Na pewno tego nie chciałam, ale możliwe – ulżyło mi, bo miałam teraz kogoś i nie byłam już tak sama.
!! Ale żeby mi zarzucić, ze nie obsługiwałam dość szybko 11 osób rodziny… A kto mi zaproponował pomoc? Nie jesteście u Was przyzwyczajeni się sami częstować – no nie przesadzajcie. Ale byliście u nas! i to była wyjątkowa sytuacja! To jest dla mnie bardzo gorzkie doświadczenie.

Że w piątek poszliśmy o 22.00 spać, to nie był brak zainteresowania Wami, tylko rozsądek. Mieliśmy długi dzień za sobą, tak jak i Wy. A następnego dnia czekał nas maraton. Jako rodzice musieliśmy zostać do końca zabawy. Goście mogli w każdej chwili jechać do domu… Czy w wesele i nawet w listopadzie, pisząc list, nie zdawaliście sobie z tego sprawy?

B: Niepotrzebnie, Mamo, posądzasz, Kasię o kłamstwo. O jej weselu sama mi opowiadałaś, jak się pomyliłaś i zamiast do Ja***, zadzwoniłaś do nas. Nie piszemy jeszcze w internecie o naszych problemach. Ale proszę nam zostawić prawo wolności wyboru z kim, o czym, kiedy i w jakiej formie utrzymujemy kontakty i piszemy.

Nie zapomnieliśmy 3.10, ani 17.11, ani innych dni. Pamiętamy i myślimy o Was, ale na razie nie będziemy pisać. Serdecznych słów brakuje z obu stron, a na nieosobiste kartki nikt z nas nie czeka z utęsknieniem. Więc zostawmy to.

Tym listem zamykamy ten ciemny rozdział naszej przeszłości.

Na ślub chcemy przyjechać, hotel sobie już zarezerwowaliśmy w terminie 5.01 do 8.01.2007. Nasz przyjazd zależy od tego, czy podtrzymujecie zaproszenie i czy wszyscy dostaniemy pasujący urlop.

Beata i Jurek

Autor:
Jurek - 22 lutego 2009 o 18:24
Kategoria:
Sprawy rodzinne i ...
Tags:
 
Trackback:
Trackback URI

« (4) Gdzie jest mój dom? – Migawka z Kolonii. »

2 komentarze

  1. Edmund_C

    Po wielokrotnym przeczytaniu i przemyśleniu wszystkiego o czym piszesz zrobiło mi się bardzo bardzo smutno.

    Ojciec.

    #1 Komentarz napisany 28. lut 2009 o 22:40:44

  2. Jurek

    Dziękuję tato za twoje słowa. Ten scenariusz pisze życie i powoli nie wierzę, że coś się tutaj może zmienić. Przynajmniej do dziś nic się nie zmieniło. Jak przyjedziemy w maju do ciebie, to na pewno porozmawiamy sobie na ten temat.

    #2 Komentarz napisany 28. lut 2009 o 23:20:12

Sorry, the comment form is closed at this time.