Zum Inhalt springen


…chciałbym wam coś opowiedzieć… - Wszystkie podobieństwa do osób oraz wydarzeń istniejących w rzeczywistości jest niezamierzone i zupełnie przypadkowe.


Prof. Filar: zostawmy Krzyżaków i Wehrmacht

Znalazłem ten Artykul w Gazecie.pl. Ponieważ jest bardzo trafny, publikuję go tutaj w calości:

Mądre ludowe przysłowie nakazuje szukać wrogów daleko, a przyjaciół blisko. Wiem coś o tym, bo mam dobrych sąsiadów i wiem, jakie to ważne.

Niestety, jak się wydaje, nie wie o tym wielu w Polsce, w tym niestety także i ci z rządowych stolców. Przyjaciół szukają daleko, bo aż za oceanem. Pan Bóg i Czytelnicy mi świadkiem: wielokrotnie pisałem, iż z zaoceanicznymi przyjaciółmi – Amerykanami – trzeba żyć dobrze, bo w obecnej chwili to jedyne naprawdę globalne światowe mocarstwo. Choć wydaje się, że nam znacznie bardziej zależy na przyjaźni z nimi niż odwrotnie. Cóż, dla amerykańskiego molocha jesteśmy może i sympatycznym, ale kłopotliwym trochę państewkiem europejskim, którym, tak naprawdę, nie ma się co nadmiernie przejmować. Trudno, uha, ha… Trzeba się z tym pogodzić i cieszyć z tego, co „w tym temacie” już mamy.

A teraz sąsiedzi bliscy. Z nadbałtyckimi „nie ma sprawy”. Podobnie jak z południowymi – Słowakami i Czechami. Na niedzielny obiad może nie zaproszą, ale i nie wybiją okna kamieniem. Tak naprawdę to nasz wzajemny status określić można by jako wzajemna uprzejma obojętność. Tak trzymać! Za to z wschodnimi, a zwłaszcza zachodnimi, sprawa trochę inna. Wschodnich zostawmy na razie w spokoju, bo to „insza inszość”, i zajmijmy się tymi z zachodu. Na stosunkach polsko-niemieckich ciążyły i ciążą, niestety, dalej zaszłości XIX i XX w., które kształtują naszą optykę emocjonalną widzenia tej sprawy. Wcześniej bywało bardzo różnie. Jeśli pominąć kłopoty z Krzyżakami, którzy, choć w większości mówili po niemiecku, stanowili odrębne, specyficzne państwo z zaodrzańskimi marchiami niemające wiele wspólnego, nie było wcale tak źle. Owszem bywało, braliśmy się za czuby, ale nie częściej niż z innymi naszymi sąsiadami, Czechów czy Litwinów nie wyłączając. Takie to były czasy. Ale i bywaliśmy sojusznikami wspólnie wybierającymi się na innych bliższych czy dalszych sąsiadów. No a liczby piastowskich czy jagiellońskich księżniczek wydawanych za niemieckich królów i książąt, podobnie jak i liczby księżniczek niemieckich, grzejących małżeńskie łożnice (często z dużym powodzeniem) piastowskim czy jagiellońskim, a później i elekcyjnym polskim władcom, nie sposób wręcz zliczyć.

A dziś Niemcy to nasz największy gospodarczy i polityczny partner w Europie. I jakby nie patrzeć, generalnie nam życzliwy. A że znajdzie się tam gromadka jakichś szajbusów, z Frau Eriką Steinbach na czele, wyplatających jakieś horrendalne głupstwa? Ba, a u nas mało szajbusów „w drugą stronę”? Co robić, wolny kraj, ludzie mają prawo także do wygadywania głupstw. Trzeba się co prawda dyskretnie temu przyglądać, ale generalnie zignorować, a nie robić często pochodzący z najwyższych sfer polityczny raban, demonstrować obrażone oblicze i tym podobne puste, choć psujące atmosferę gesty. I szukać raczej dróg porozumienia, tym bardziej, iż po zaodrzańskiej stronie generalnie panuje podobna opcja. Bo porozumienie takie, cierpliwie budowane i kultywowane wbrew ekscesom różnych głuptasów z obu stron Odry i jednym, i drugim (a zwłaszcza nam – nie oszukujmy się) wyjdzie tylko na zdrowie. I może wrócimy znów do dawnych czasów poprawnej sąsiedzkości, choć póki co, na małżeństwo Pani Premier Merkel z Premierem Kaczyńskim nie ma co liczyć (z kilku zresztą powodów) . I zostawmy w spokoju: oni dawne biedniutkie gospodarstwa na Mazurskich piaskach (Ostpreussen – jakby to oni powiedzieli), bo tak naprawdę chęć ich odzyskania nikogo na znaczącą skalę tam nie interesuje, a my – Krzyżaków i dziadka w Wehrmachcie, bo nie ma już ani wermachtowych dziadków wcielonych tam nie za bardzo dobrowolnie, ani i samego Wehrmachtu. I wspomnijmy, jak już koniecznie musimy wspomnieć, coś z historii piastowskich wojów, którzy wspólnie z Brandenburczykami chadzali na rożne dziwne plemiona zamieszkujące nasze pogranicze. A najlepiej wspomnijmy gola, którego ostatnio strzelił Smolarek w Bundeslidze.

Marian Filar

Źródło: Gazeta.pl

 

Autor:
Jurek - 27 sierpnia 2007 o 6:56
Kategoria:
Fraszki, myśli i ...?
Tags:
 
Trackback:
Trackback URI

« Nasza plaża! – Czas mija, a ja nie piszę… »

Brak komentarzy

No comments yet.

Sorry, the comment form is closed at this time.