Zum Inhalt springen


…chciałbym wam coś opowiedzieć… - Wszystkie podobieństwa do osób oraz wydarzeń istniejących w rzeczywistości jest niezamierzone i zupełnie przypadkowe.


26 luty 2009

Migawka z Kolonii.

Byliśmy z Beatką wczoraj i dziś w Kolonii. O tym wyskoku więcej na blogu Beatki, a fotki są oczywiście na tej stronie.
Tutaj tylko jedna z … muzeum czekolady. No, która buźka należy do mnie?

22 luty 2009

Ostatni list.

Jak już wspominałem w artykule „(4) Gdzie jest mój dom?” publikuję tu nasz ostatni list do rodziców, którym chcieliśmy zakończyć wszelkie nieporozumienia. Od 21.10.2006 (daty wysłania listu) minęło dwa i pół roku… i nieporozumienia pozostały. Moja gotowość do zgody z rodzicami (Beatki oczywiście też) jest w dalszym ciągu aktualna. Warunkiem tego jest jednak znak dobrej woli ze strony mojej mamy. Tacie dziękuję za wszystkie starania, czy otwarte – czy ukryte, dla zmiany tej sytuacji.

W liście zmieniłem tylko pisownię imion niektórych osób.

Kochani,

Piszemy ten list do Was. Wiele słów kierujemy do Jo**, ale pozostawiamy to Waszej decyzji, czy list przeczytacie razem.

Cały czas byliśmy zdania, że wesele nie jest odpowiednią okazją do ponownego spotkania się. Za bardzo wróciłyby wspomnienia, powstały porównania. Za dużo niedopowiedzianych zdań.
Dlatego byliśmy gotowi jechać 1000 km, żeby w osobistej rozmowie spróbować pozbyć się tego balastu, który chyba nas wszystkich obciąża. Widzieliśmy w tej podróży szanse, żeby się w styczniu spotkać. Tym bardziej, że Mama w Wielkanoc powiedziała, że „jak będziemy chcieli, to możemy kiedyś porozmawiać”.
Niestety Mamuś, odmówiłaś.
Czy milczenie jest naprawdę lepsze dla Twojego zdrowia? Można wciąż brać krople na żołądek, albo raz zwymiotować…
Boli, że wolałaś zrezygnować z naszego przyjazdu na wesele, zamiast z nami porozmawiać. Jednak należymy do rodziny i chcielibyśmy też wiele innych osób spotkać. Dlatego chcemy się po raz ostatni wypowiedzieć, co osobiście było niemożliwe. Oczyśćmy głowę, żeby w styczniu móc stanąć obok siebie.
(more…)

21 luty 2009

(4) Gdzie jest mój dom?

Z kościoła pojechaliśmy do Wilmshausen, miejsca zabawy weselnej. To było niemieckie wesele, odbywało się w Niemczech, 90% gości było z Niemiec. Staraliśmy się wprowadzić polskie elementy, ale każdy z nas bawi się inaczej. Nam się podobało, innym gościom też, tylko mojej polskiej rodzinie nie. Zabrakło im tam wszystkiego, od obsługi przy stole, dobrego jedzenia… do napojów wyskokowych na stole. No cóż smaki są różne i w południowej Hesji nie smakuje najwidoczniej Polakowi, a już żeby po wódkę chodzić…
Wesele zorganizowali młodzi, tak jak ich było stać i tak jak się tu robi. Dostali od swoich, ponad 80 gości – studentów, prawników i miłośników koni – bardzo pozytywne echo, wesele to jest do dziś mile wspominane. Był obficie zastawiony bufet – szwedzki stół i dość dobrze zapełniony bar, przy którym można było sobie wziąć piwo, polską wódkę (pieniądze Wam zwróciliśmy), wino, do oporu, lub też usiąść do rozmowy. Para młoda nie chciała butelek z alkoholem na stołach, ani palenia na sali. Rodzina została w każdej przemowie pozdrowiona po polsku, pan młody nauczył się nawet kilku zdań. Były wkładki muzyki polskiej… Za mało…?
A ile my dołożyliśmy do wesela, dlaczego tylko czy aż tyle, czy mamy honor czy też nie – pozostanie naszą sprawą.
(more…)

20 luty 2009

Widok z okna…

…samochodu.
Obiecałem pokazać kilka zdjęć bawarskiej zimy, zrobionych z okna jadącego samochodu. Wszystkie pokazane drogi, są drogami pierwszej kategorii i muszą być regularnie oczyszczane ze śniegu. Tego dnia było jednak inaczej…

17 luty 2009

Zima w Bawarii…

… i ja w samym środku.
Popadało dzisiaj nie zgorzej. Wyjeżdżając wczoraj na delegację wiedziałem, że dziś będzie padał śnieg, ale nikt mi nie powiedział, że aż tak. Ponad 200 wypadków drogowych i 3 zabitych w regionie przez który jechałem (do godziny 16 – co później było…?). A ja miałem radochę jak rzadko. Takiej zimy nie mamy w Heppenheim, więc trenowałem dzisiaj kontrolowane poślizgi, ostre hamowanie itp. na zaśnieżonych bawarskich drogach. Na szczęście ostrożni Bawarczycy dziś w większości pozostali w domach, więc miałem (z reguły) wolną drogę. Zrobiłem parę zdjęć, z których jedno prezentuję. Resztę w weekend, jak wrócę do domu.

Gdzieś w Bawarii

15 luty 2009

(3) Gdzie jest mój dom?

Od samego rana skakaliśmy naokoło siebie i gości. Beatka pojechała szybko do fryzjera i wróciła po pół godzinie z wielką torbą świeżych bułek.
Napięcie wzrastało… byłem już z rana bardziej nerwowy niż na własnym ślubie. Dwie łazienki na dziesięć osób, każdy musiał, każdy był najważniejszy… ale się udało… większości. Tylko ja, ojciec panny młodej… zaciąłem się jak… Strzępy skóry wisiały mi pod brodą… krew leciała ciurkiem… tamowałem, naciskałem… i jak przestało krwawić zacząłem to miejsce maskować. W miarę udało mi się, ale mimo wszystko musiałem uważać, żeby nie dotykać się w to miejsce, a broń boże nie zadrapać. W międzyczasie przyszła młodzież ze swojej kwatery i dom był znów przepełniony.

Pierwszym punktem programu był ślub cywilny. Jedna z przyjaciółek mojej córki jest urzędniczką USC w małym miasteczku w Odenwaldzie. Młodzi załatwili wszystkie urzędowe przeszkody i szczęśliwi dostali zezwolenie, by ich ślub tam się odbył.
Deszcz siąpił, każdy się spieszył z wsiadaniem do samochodów… Każdy? No niezupełnie. Beatka mokła na zewnątrz, czekając by mama wsiadła, a mamie się właśnie przypomniało, że na jej samochodzie jest jakieś nowe wgniecenie i musiała to koniecznie przedyskutować z tatą. Jedno „mamuś” nie starczyło, to Beatka burknęła coś niecierpliwie i mama nareszcie wsiadła.
(more…)

7 luty 2009

Niezrozumiany?

Dostałem wczoraj odpowiedź na mój ostatni artykuł o miłości i nienawiści. Nie chcę go narazie publikować, by nie zdradzić i nie spalić pseudonimu komentatora.

Trzy i pół roku minęło od ślubu mojej córki.

Trzy i pół roku nieporozumień między mną i moim domem rodzinnym.

Trzy i pół roku nadziei i rozczarowań.

Trzy i pół roku prób rozwiązania tej sytuacji listownie, czy też osobiście. Niestety w naszych listach wyszukiwane było to, co się podobno (?) znajdowało między wierszami i mogło być odczytane negatywnie. Osobiście udało się nam podczas tych trzech i pół lat tylko raz spotkać – spotkać w sterylnej restauracji, bo na więcej nikt z was się nie zdobył. Podczas kilku pozostałych podróży, nie udało się nam otrzymać zaproszenia do domu, a wprost przeciwnie, powiedziano nam, żebyśmy nie przyjeżdżali.

Trzy i pół roku podczas których byliśmy obrażani, moja żona i ja, przez młodych i starszych członków rodziny.

Trzy i pół roku przemiany mojego przywiązania do rodzinnego domu, poprzez niechęć aż do dzisiejszej obojętności.
Nie chciałem w tamtym czasie za dużo pisać, gdyż moja pisemna reakcja na blogu byłaby na pewno bardzo subiektywna i niesprawiedliwa. Teraz, gdy pogodziłem się z rzeczywistością, staram się obiektywnie jak tylko mogę, opisać minione lata widziane moimi oczami. Na pewno tu i tam użyję w tekście cytatu z listów, emaili, czy też z rozmów telefonicznych. Nie chcę nikogo sądzić, chcę tylko moją wersję tych minionych zdarzeń spisać, żeby kiedyś ten rozdział zakończyć.

Trzy i pół roku nie dano mi szansy na rozwiązanie tego konfliktu, kazano mi tylko milczeć. Każdy kto w podobnej sytuacji był, wie, że można się „zamilczeć” na śmierć.

Trzy i pół roku nikt nam nie powiedział: dlaczego tak się stało.
Od tamtego czasu mam problemy z sercem, w międzyczasie doszły do tego wrzody dwunastnicy, a ponieważ chcę jeszcze długo i zdrowo pożyć, muszę to co zacząłem doprowadzić do końca. Muszę to wszystko „wykrzyczeć” z siebie. Nie oczekuję już od nikogo z was miłości. Moja miłość przemieniła się powoli w obojętność, ale gdyby ktoś chciał powiedzieć słowo przeproszenia, za wszystkie obraźliwe słowa użyte przeciw nam w internecie lub w korespondencji do nas, to byłbym w stanie na jakiś czas moje pisemne refleksje ograniczyć, a może nawet zupełnie zaprzestać.

Trzy i pół roku byliśmy gotowi kogoś przeprosić, ale chcieliśmy wiedzieć kogo i za co.

Jest pośród domowników jedna osoba, w rękach której leży szansa, by się wszystko w miarę ułożyło (telefonicznie przekazałem moje zdanie o tym kilkakrotnie, niestety bez jakiegokolwiek rezultatu). „Ułożyło” i „uciszyło”, bo nie oszukujmy się, tak jak kiedyś już nigdy nie będzie.

5 luty 2009

Miłość… nienawiść…

Między miłością a nienawiścią istnieje bardzo niewyraźna granica. Bardzo szybko i nieza-uważalnie potrafimy ją przekroczyć… Im bardziej kochamy, tym bardziej potem nienawidzimy. Zdumiewająco proste. Zdumiewająco prawdziwe.
Plusem tej wielkiej i gorącej nienawiści jest świadomość, że umiemy kochać. Myśl pocieszająca bardzo w chwili, gdy nienawiść staje się całym naszym światem.

Aktualnie odczuwam żal. Żal mi kogoś, kto nie umie zapanować nad własnym życiem, nie umie mu sprostać, a czas mija szybko…
Czuję również pogardę. Pogardę na siebie.
Dlaczego? Ponieważ przed rokiem powiedziałabym: nienawidzę, choć w głębi duszy kocham. Obecnie tego już nie wypowiem. Tam, gdzie miłość przerodziła się w nienawiść, jest pustka i obojętność.
I to jest właśnie chyba najgorsze – obojętność.

Najboleśniejszy jest ten moment, w którym otrząsam się ze złudzeń, które tak szczelnie wypełniały moje życie, świat, serce.

Czasami mam ochotę wykrzyczeć światu to wszystko. By się w końcu obudził.

Próbuję krzyczeć… i każą mi milczeć!

Dlaczego?

3 luty 2009

W delegacji

Hotel w UnnieMusiałem znów wyjechać na delegację i nie mam nastroju do pisania w hotelu trzeciej części moich „Gdzie jest mój dom?” wspomnień. Jak tylko wrócę do Heppenheimu, zabiorę się do pisania i najpóźniej w niedzielę opublikuję dalszą ich część.

A tak na marginesie chciałbym powiedzieć, że zastanawiałem się wczoraj, jakie pozytywne/negatywne cechy odziedziczyłem po rodzicach.
Jako dorastający chłopak byłem pewien, że nigdy nie będę tak postępował, jak moi rodzice postępują. Dziś łapię się na tym, że moje odpowiedzi brzmią tak samo, jak mojego taty. Potrafię się też uprzeć/obrazić jak moja mama, ale nie milczę, tylko szukam rozmowy i rozwiązania. Jednego nie umiem: chować głowy w piasek.

2 luty 2009

Błąd w oprogramowaniu

Przez błąd w oprogramowaniu wtyczki „easy2hide”, można było prawdopodobnie (tylko podczas weekendu) czytać kompletne teksty moich artykułów. Po zmianie wtyczki na inną, udało mi się przywrócić tą funkcję do porządku. Tylko zarejestrowani czytelnicy mogą czytać artykuły bez mojej „cenzury”.